Po raz pierwszy twórcy dają więcej czasu ekranowego pokojówce jednego z bohaterów. To stanowi pretekst do wykorzystania gagu starego jak świat, którego forma jest prawdopodobnie jedną z najbardziej oklepanych w historii telewizji. Rozmowy bohaterów o wykorzystaniu pokojówki, mające zawierać dwuznaczność, jakoby mówili o związku z kobietą, a nie o pracownicy sprzątającej ich domy, to prawdziwy festiwal głupot, braku humoru i sztuczności.
Ta ostania przywara staje się tak naprawdę najważniejszą wadą Dads, gdyż wszystko tutaj jest wymuszone, naciągane i wręcz plastikowe. Czuć to w recytowanych dialogach, które nie dostarczają wrażeń, a o śmiechu możemy zapomnieć. Widać to w braku gry aktorów, którzy sprawiają wrażenie, że są kompletnie świadomi, w czym grają, więc jakikolwiek wysiłek z ich strony nie ma najmniejszego sensu. Szkoda tym bardziej, że Seth Green i Giovanni Ribisi mają niezwykły talent komediowy, który tutaj w ogóle nie jest wykorzystywany. Wszelkie gagi są proste, nieprzemyślane, głupie i nieśmieszne. Brak nawet znaku rozpoznawczego scenarzystów Głowy rodziny, czyli obrazoburczego naśmiewania się ze wszystkiego. Wszelkie próby pokazania wąskiego światopoglądu ojców kończą się porażką.
[video-browser playlist="634821" suggest=""]
Źle jest także w relacjach bohaterów, które są mdłe i pozbawione jakiejkolwiek chemii. Miał być to serial o ojcach i synach, a tego w ogóle tutaj nie czuć. Nie ma żadnej więzi, podobieństw - niczego, co mogłoby nas przekonać do tego, co scenarzyści chcą nam wmówić. Czasem uśmiech na twarzy potrafi wywołać koleżanka z pracy grana przez Brendę Song. Jest jej niewiele, ale te krótkie epizody wzbudzają sympatię.
Dads to serial bardzo nieudany. Rozczarowanie jest tym większe, że odpowiada za niego ekipa Setha MacFarlane'a. Dla mnie to już czas na prywatne anulowanie.