Młody notariusz - Arthur Kipps - zmuszony jest wyjechać do odległej wioski, by uporządkować sprawy swojej zmarłej klientki, niejakiej pani Drablow. Na miejscu, będąc już w jej posiadłości, zaczyna widywać przelotnie tajemniczą kobietę w czerni. Miejscowi nie chcą puścić pary z ust, pomimo iż zdają się znać jej tożsamość, zamiast tego jedynie nakłaniają mężczyznę do rychłego powrotu do Londynu. Nie mogąc liczyć na niczyją pomoc, prawnik postanawia na własną rękę dowiedzieć się, kim jest widywana przez niego kobieta. Prawda okazuje się być szokująca, a w dodatku sprowadza niebezpieczeństwo na jego rodzinę...

[image-browser playlist="604786" suggest=""]
©2011 CBS FILMS INC. All Rigts Reserved.

Jamesa Watkinsa mieliśmy okazję poznać w 2008 roku, kiedy to zadebiutował bardzo dobrym i trzymający w napięciu "Eden Lake". Chociaż warto wspomnieć, że wcześniej był jeszcze współtwórcą scenariusza niezwykle udanego thrillera "My Little Eye" z 2002 roku. "Kobieta w czerni" to dopiero drugi film w jego karierze, który miał okazję reżyserować. Należy mu jednak przyznać, że pomimo niewielkiego doświadczenia Brytyjczyk radzi sobie nadzwyczaj dobrze. Warto zainteresować się tym panem i śledzić jego kolejne projekty, ponieważ już teraz widać, iż posiada ogromny potencjał i może przejąć pałeczkę po odchodzących powoli na emeryturę obecnych mistrzach horroru.

"Kobieta w czerni" jest już drugą z kolei adaptacją powieści autorstwa Susan Hill o takim samym tytule, niestety w Polsce nie wydanej. Książkę po raz pierwszy na potrzeby telewizji zekranizowano w 1989 roku. Film okazał się całkiem udany i do dziś uchodzi za jednego z lepszych przedstawicieli gatunku ghost story, pomimo iż nie był zbyt wierną adaptacją. Podobnie zresztą jak i opisywana tutaj nowa wersja, która również w dość znaczny sposób odbiega od literackiego pierwowzoru, aczkolwiek moim zdaniem jest filmem zwyczajnie lepszym i bardziej klimatycznym aniżeli jego poprzednik. Przede wszystkim położono większy nacisk na istotne elementy historii, odpowiednio akcentując wątki, które tego wymagały. W sensowny sposób umotywowano także działania ducha, które w starej wersji były najzwyczajniej w świecie niejasne. Zakończenie również wypada lepiej, jest niejednoznaczne i bardziej emocjonujące. Sam film też okazuje się być dużo żywszy, oczywiście wciąż opiera się na stopniowym budowaniu napięcia i klimacie, ale nie ma tutaj niepotrzebnych dłużyzn, przestojów i uczucia, że zmarnowano potencjał niektórych scen. Obraz ma dobre tempo i nawet w spokojniejszych momentach potrafi zaabsorbować czy to dialogami, czy niepokojącą atmosferą.

[image-browser playlist="604787" suggest=""]
©2011 CBS FILMS INC. All Rigts Reserved.

Watkinsowi udało się nakręcić gotycki horror w klasycznym wydaniu. Mamy więc niewielką angielską miejscowość z przełomu XIX i XX wieku, zamkniętą społeczność, tajemnicę z przeszłości i stary wiktoriański dworek, który już samym wyglądem budzi niepokój. Przyznać trzeba, że twórcy przy wyborze lokacji spisali się na medal. Posiadłość umiejscowiona na niewielkiej wysepce, którą od stałego lądu oddziela zalewana przypływami grobla sprawia niesamowite wrażenie, podobnie zresztą jak samo Crythin Gifford z wąskimi ulicami i obskurnymi kamienicami. Do tego dochodzi deszczowa pogoda i wszechogarniająca mgła spowijająca okolicę. Scenografia to w tym wypadku jakieś 60% klimatu, który potęgowany jest przez wspaniałe zdjęcia autorstwa Tima Maurice-Jonesa. Pan ten odwalił kawał świetnej roboty i wizualnie film jest prawdziwą ucztą dla oczu. Wzrok cieszą również piękne kostiumy i wystrój wnętrz. Na szczególną uwagę zasługują przede wszystkim zabytkowe zabawki, które pochodzą z prywatnej kolekcji i na potrzeby produkcji zostały twórcom użyczone. W filmie bez wątpienia czuć ducha tamtej epoki i to się chwali.

Na pochwałę zasługuje także sposób straszenia, który nie opiera się na przesadnej brutalności tudzież trikach typu jump scares w ilościach hurtowych. Zamiast tego twórcy stopniowo budują napięcie, by w odpowiedniej chwili doprowadzić do istnej eksplozji, po czym dać widzom chwilę wytchnienia i zaatakować w najmniej spodziewanym momencie. Fotel rozbujany do granic możliwości, korytarz z gasnącymi światłami czy krzyki dobiegające z moczarów z pewnością potrafią wywołać ciarki na plecach. Całości dopełnia wspaniała, nastrojowa muzyka autorstwa Marco Beltramiego (seria "Krzyk", "Resident Evil", "Ja, robot"), bez której film dużo by stracił na sile oddziaływania. Wspomnianych wcześniej scen z gatunku jump scares również się w filmie kilka znalazło, ale zostały one tu dość umiejętnie wplecione, a że jest ich bardzo niewiele to i nie jesteśmy w stanie przewidzieć, kiedy nastąpią, dzięki czemu atakują widza ze zdwojoną siłą.

[image-browser playlist="604788" suggest=""]
©2011 CBS FILMS INC. All Rigts Reserved.

Zapewne zastanawiacie się jak w nowej roli poradził sobie Daniel Radcliffe. Przyznać muszę, że całkiem nieźle. Jego gra, choć oszczędna, jest dość wiarygodna i nie irytuje, zaś postać, w którą się wciela nie kojarzy się z Harrym Potterem. Widać, że chłopak robi, co może, by odciąć się od roli nastoletniego czarodzieja i uniknąć zaszufladkowania i, prawdę powiedziawszy, jest na dobrej drodze. Inna sprawa, że najzwyczajniej w świecie wydaje się być za młody do powierzonej mu roli. Chociaż to może nawet nie tyle chodzi o wiek, co o wygląd aktora, który wciąż przypomina nastolatka i jako ojciec czteroletniego syna wypada po prostu nie przekonująco. Moim zdaniem nie był to obsadowy strzał w dziesiątkę, aczkolwiek aktor naprawdę się stara. Z ciekawostek wypadałoby wspomnieć, iż w wersji z 1989 roku w postać Arthura Kidda wcielił się Adrian Rawlins, czyli filmowy ojciec Harry'ego Pottera. Być może właśnie to zadecydowało o wyborze Radcliffe'a jako odtwórcy głównej roli w nowej adaptacji. Skoro już przy ciekawostkach jesteśmy, to dodam tylko, że syn głównego bohatera jest w rzeczywistości jego chrześniakiem i istnieje już między nimi pewna więź, która ułatwiła im odegranie ról. Wracając jednak do tematu, do gustu bardzo przypadł mi Ciarán Hinds jako Daily, najbogatszy człowiek w hrabstwie. Posiada pewną charyzmę, dzięki czemu ogląda się go z prawdziwą przyjemnością. Pod względem aktorskim filmowi naprawdę niewiele można zarzucić, nawet drugi i trzeci plan wypada co najmniej przyzwoicie.

[image-browser playlist="604789" suggest=""]
©2011 CBS FILMS INC. All Rigts Reserved.

"Kobieta w czerni" to horror nadzwyczaj udany, praktycznie pozbawiony wad, który spodoba się miłośnikom klasycznej grozy. Posiada bowiem wszystko to, czym powinien charakteryzować się dobry straszak, mianowicie klimat, napięcie, świetną muzykę i zdjęcia oraz budzącą grozę lokalizację. Nie pamiętam, kiedy ostatnio jakakolwiek filmowa opowieść z dreszczykiem zdołała mnie tak oczarować. Gotyckie horrory należą obecnie do rzadkości, dlatego tym bardziej należy docenić wysiłek Watkinsa, który nie tylko reanimował ten umierający podgatunek, ale w dodatku zrobił to z klasą. Wobec czego zachęcam do wizyty w kinie i ujrzenia "Kobiety w czerni" na dużym ekranie, naprawdę warto.

Ocena: 9/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj