Chyba każdy z nas ma w sobie coś z podglądacza – niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie spojrzał z ciekawością w okno sąsiadów. Problem pojawia się jednak wtedy, kiedy zobaczymy więcej, niż powinniśmy, a do komfortowej sytuacji niewiedzy nie da się już cofnąć – nie można też zignorować tego, co ujrzeliśmy. Kobieta w oknie, ekranizacja bestsellerowej książki A. J. Finna, wykorzystuje znany kinu temat voyeuryzmu, zaś za swój punkt wyjścia obiera sytuację fabularną zbliżoną do tej z Okna na podwórze Alfreda Hitchcocka. Problem jednak w tym, że podglądactwo podglądactwu nie równe, a tam, gdzie u Hitchcocka była tajemnica, tu jest tylko niewzbudzająca szczególnych emocji niewiadoma. Tytułową kobietą w oknie jest grana przez Amy Adams Anna. Protagonistka nie wychodzi z domu nie ze względu na fizyczny uszczerbek na zdrowiu, jak to było w przypadku bohatera filmu mistrza suspensu, lecz z powodu agorafobii. To kobieta z problemami – po przejściach i próbie samobójczej. Czas spędzany w czterech ścianach zabija oglądaniem kina klasycznego, rozmową z kotem oraz piciem wina. Nieco atrakcji do jej życia wnosi przybycie nowych sąsiadów, których, po kilku złożonych przez nich wizytach, zaczyna podglądać. To, co widzi pewnej nocy, dość jednoznacznie wskakuje na to, iż sąsiad zabił żonę. Kiedy jednak Anna postanawia interweniować, nikt nie bierze jej na poważnie. Ze względu na swój stan psychiczny i przyjmowanie silnych leków psychotropowych nie jest wiarygodnym świadkiem. W pewnym momencie Anna sama zaczyna wątpić, czy to, co widziała, nie było jedynie halucynacją. Trzeba uczciwie powiedzieć, że ten nie najoryginalniejszy początek filmu nie jest wcale zły. Powiem więcej – może nawet przypaść do gustu ze względu na klaustrofobiczny, a jednocześnie przytulny klimat – akcja prawie w całości rozgrywa się w domu mieszkającej w Nowym Jorku bohaterki. Momentami na myśl Kobieta w oknie przywodzi nawet Lokatora, którego psychotyczny bohater również wpatrywał się w okna sąsiadów i miał z nimi nietuzinkowe przejścia. Dodatkowo z uwagi na Amy Adams i innych znakomitych aktorów zaangażowanych w tę produkcję, bez większych problemów dajemy filmowi kredyt zaufania. To samo tyczy się protagonistki. Choć wydaje się być ponadprzeciętnie nudną, stereotypową, pomyloną kociarą, można dać jej szansę. Niestety wraz z biegiem akcji film odchodzi od klimatu Okna na podwórze, a zbliża się bardziej do Sekretnego okna – bohaterka staje się coraz bardziej skołowana i nie wie, co jest prawdą. Nie wiedzą też tego widzowie. Na tym etapie pojawia się główne pytanie fabularne – czy to, co widziała, wydarzyło się naprawdę? Problem jednak w tym, że do tego momentu produkcja rozczarowała na tak wielu polach, że odpowiedź na nie nie jest czymś, co szczególnie nas obchodzi. Kobieta w oknie rozczarowuje jako mniej niż przeciętny dreszczowiec. Kolejne westchnienia przestraszonej bohaterki, podskoki z przerażenia – trudno, by to kogokolwiek poruszyło. I wtedy twórcy postanawiają odsłonić karty z przeszłości Anny – jak nie trudno zgadnąć, tragicznej. Tragicznej w tendencyjny, nieoryginalny sposób. Kiedy jednak można by pomyśleć, że jest tak źle, że gorzej być nie może, to po kilku przewidywalnych lub niesatysfakcjonujących zwrotach akcji dochodzi do kulminacji. Nagle film zaczyna przypominać tandetny i brutalny horror, a tu już zapewne wymiękną nawet najbardziej wytrzymali widzowie.
fot. Netflix
Nieudana fabuła, z której nader wyraźnie przebija schemat, oraz brak suspensu czy napięcia, nie są jedynymi problemami Kobiety w oknie. Drażnić może również sam sposób filmowania. Pojawiają się dziwne ujęcia, mające zapewne oddać stan bohaterki, ale najczęściej wybijają one z rytmu i dystansują od samego filmu, podobnie zresztą jak gwałtowne transfokacje. Utrzymane zaś w standardowej, nasyconej kolorami estetyce Netflixa halucynacje wypadają momentami dziwacznie. Najbardziej drażni jednak sama końcówka filmu, przy której musiałam sprawdzić, czy przypadkiem nie włączyło się w filmie przyspieszenie. Po co te formalne udziwnienia? Może miały odciągnąć uwagę od tendencyjnej fabuły. Niestety – to się nie udało.   Kobieta w oknie wyróżnia się ze względu na samą obsadę i zapewne wielu widzów sięgnie po film właśnie z tego powodu. Jak się jednak okazuje, nawet takie nazwiska jak Julianne Moore, Gary Oldman czy Jennifer Jason Leigh nie są gwarantem przyzwoitego filmu. Dla Amy Adams ta rola nie jest żadnym wyzwaniem, i choć ogląda się ją całkiem dobrze, to nie jest to szczególnie oszałamiająca kreacja. Najbardziej zapada w pamięć Julianne Moore, która w swojej roli jest świetna i akurat od tej aktorki trudno oderwać wzrok. Jennifer Jason Leigh w tym filmie się nie wyróżnia. Ciekawe za to, że Gary’emu Oldmanowi jakimś dziwnym sposobem udało się wpisać swoim występem w tenże film – był po prostu odpowiedni, dostosowując się do stylu tejże produkcji.  Kobieta w oknie nazywana jest thrillerem psychologicznym. Niestety, to thriller nieudolny. Nie wystarczy też nafaszerować bohaterkę psychotropami, by film stał się psychologicznym. Tej produkcji bliżej do filmów klasy B niż do dzieła mistrza suspensu. Przed seansem bałam się, że otrzymam niepotrzebną kopię Okna na podwórze. Po obejrzeniu filmu Joe Wrighta, który od inspiracji odchodzi w dziwacznym kierunku, myślę, że to mogłoby być lepsze rozwiązanie.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj