Czytelnicy, którzy poznali Dziewczynę z kabaretu Manuli Kalickiej, ponad osiem lat czekali, by poznać dalsze, wojenne i tuż powojenne losy tancerki Irki Górskiej i żydowskiego chłopca, którym się opiekowała. Wierzcie mi, warto było.
Tak jak poprzednia powieść Manula Kalicka, tak i ta jest znakomicie napisana. Umiejętnie splata kilka wątków, miejscami będąc straszną i smutną – w końcu dzieje się pod koniec Powstania Warszawskiego, a później w zrujnowanej Warszawie, lecz pisaną lekkim, zabarwionym humorem językiem. Największą zaletą Koniec i początek jest jego realizm, prawda przebijając z każdej stronicy opowieści. Bohaterowie, a właściwie bohaterki, są prawdziwe do bólu, charakterystyczne. Są w pełni „sobą”.
Koniec i początek opowiada dalszą historię niegdyś lekkomyślnej, kochliwej, ale mającej serce na właściwym miejscu Ireny Górskiej, która cudem wydostała się z płonącej Warszawy. Na targu w podwarszawskich Włochach los postawił na jej drodze byłą studentkę architektury, Żydówkę Zosię i opiekującą się nią dziewczynę z kieleckiej wsi – Helenkę. Chociaż Irka i Zosia zdążyły już poznać się w okupowanej Warszawie, wówczas nie zapałały do siebie sympatią, więc początki trójstronnej przyjaźni okażą się nie łatwe. Wojenna poniewierka, bieda, ucieczka, a ponadto każda z trójki dziewczyn nosi w sobie inne, nie mniej ciężkie brzemię, traumy, które ukształtowały je w ten, a nie inny sposób.
Mimo to bohaterki zaprzyjaźniają się na dobre i na złe, i tuż po wyzwoleniu Warszawy wracają w ruiny, stawiając czoła nowej rzeczywistości, w tym przymusowym kwaterunkom w ocalałym mieszkaniu Irki, szabrownictwu, Rosjanom i rozkręcającemu się aparatowi bezpieczeństwa. Nowe wyzwania codziennego życia, kawiarnia w porzuconym wagonie tramwaju, zniszczona i splądrowana Biblioteka Uniwersytecka i poszukiwania zagrabionych książek na Ziemiach Odzyskanych, pierwsze przedstawienia Fredry, nieśmiało rodzące się uczucia, intensywne poszukiwania najbliższych, którzy zaginęli w wojennej zawierusze. A wszystko to napisane świetnym stylem, spójne (mimo pewnych, serwowanych w międzyczasie, przeskoków czasowych) i wciągające w świat powojennej Warszawy, niepozwalające odłożyć książki, dopóki nie przeczyta się ostatniej strony książki.
Całkowicie zgadzam się z rekomendacją Grażyny Barszczewskiej na okładce Końca i początku, że to siła dokumentu i wielkie emocje, historia opisana tak sugestywnie, że każdym zmysłem odbiera się jej autentyczność. Prawdopodobnie właśnie ten autentyzm sprawia, że powieść Manuli Kalickiej (podobnie jak wcześniejsza Dziewczyna z kabaretu) w zalewie literatury „kobiecej” wydaje się inna - wyjątkowa i niepowtarzalna.