Z czysto fabularnego punktu widzenia Koniec, debiutancka powieść Marty Hermanowicz, to saga rodzinna, luźno oparta na wojennych i powojennych losach bliskich autorki. Kluczowym elementem prywatnej mitologii jest historia wywózki rodziny Pająków na Syberię z wołyńskiego majątku w Chrobrowiczach. Główne nici opowieści toczą się w trzech planach czasowych: książkę otwiera scena, w której młoda kobieta, Malwina, jedzie odwiedzić chorą babcię Leokadię w Nowej Soli. Później ta sama Malwina przeżywa w Nowej Soli trudne dzieciństwo, wychowywana przez matkę i babcię, a czasami przez pojawiającego się w domu przelotnie ojca; wreszcie Lotka, czyli wspomniana Leokadia, dorasta w Chrobrowiczach, skąd po wybuchu wojny zostaje wraz z trojgiem rodzeństwa i rodzicami zesłana na Wschód, do zaułka/posiołka pięćdziesiątego drugiego.
To, co powieść Hermanowicz wyróżnia, to sposób powiązania historii – wygnańcze losy wciskają się do głowy małej Malwiny za pośrednictwem snów babci, niechciane, wręcz agresywne – oraz wyjątkowy, gęsty język, jakim Koniec został napisany. Wewnętrzny monolog Malwiny jest świeży, gorączkowy, czasem potoczny, często bogaty w błyskotliwie przemiksowane religijne odwołania, jak najbardziej uzasadnione: lekcje katechezy stanowią dla dziewczynki bardzo istotny punkt odniesienia. Przy niektórych frazach ręce aż składają się do oklasków:
dwa tysiące osiemnastego roku bezpańskiego”, „(…) pyta, kiedy będę. Nigdy mnie nie było.
Źródło: ArtRage
Warto docenić sposób opisania historycznej traumy, od której nie można się uwolnić, wtłaczanej do głowy Malwiny nie z wyboru babci i z pewnością nie z woli dziecka. O zaletach języka pisałem już wcześniej. Niestety, wszystkie niewątpliwie przemyślane i starannie przepracowane elementy nie składają się na przekonującą całość. Powieści najzwyczajniej brak emocji. Przedzierając się, często z satysfakcją, przez wyrzucane przez narratorkę kolejne zdania, trudno zaangażować się w losy Malwiny: najpierw outsiderki mimo woli, mówiącej z rosyjskim akcentem i mieszkającej w poniemieckim domu, potem warszawskiego słoika, który wraca do Nowej Soli z mieszaniną nostalgii i obrzydzenia. Być może czegoś w Końcu jest po prostu za dużo? Może zbyt gorączkowa opowieść przemyka przez kluczowe, najważniejsze chwile zbyt szybko? O ile nietrudno zrozumieć, że w głowie dziecka natarcie śniegiem przez kolegów ze szkoły może być równie dramatyczne jak głodowe śmierci zesłańców, to odnieść się do tego emocjonalnie jest już dużo trudniej. Niektóre motywy wydają się pojawiać w powieści przelotnie i błyskawicznie znikać: tak jest z masakrą wołyńską, ze stosunkami Pająków z ich pozostałym w majątku parobkiem, do pewnego stopnia nawet z powojennymi układami w Nowej Soli. Oryginalność formy dominuje temat i z czasem staje się wręcz uciążliwa. Uważam Koniec za ambitną, ale nieudaną próbę znalezienia sposobu połączenia współczesności z doświadczeniami sprzed lat. Takie jest ryzyko podejmowania poważnych wyzwań – i w dalszych wysiłkach należy autorce gorąco kibicować.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj