Podobnie jak genialna Kampen om tungtvannetКонвой PQ-17 to fabularyzowana opowieść oparta na wydarzeniach z okresu II wojny światowej. Podchodzi do tego tematu również z podobnym rozmachem, jednak tej rosyjskiej produkcji brakuje nieco jakości wykonania nordyckiego odpowiednika. Nie znaczy to jednak, że produkcja jest brzydka czy niedopracowana, co to to nie. Po prostu czuć tutaj, że Rosjanie musieli zmagać się ze znacznie mniejszym budżetem i słabszą technologią. Najboleśniej wypada to przy scenach nalotów na Murmańsk, gdzie przyznam, nieco mnie bolały zęby od tego widoku. Osią historii jest tytułowy morski konwój z pomocą dla Rosji, sformowany przez Aliantów na Islandii i wysłany do Murmańska. PQ-17 był największym konwojem z okresu II wojny światowej, ale też tym, który poniósł najbardziej dotkliwe straty. W serialu pełni on jednak przede wszystkim rolę katalizatora i tła dla opowieści o koszmarze wojny i zwykłych ludziach ją toczących. Ci są, jak na rosyjskie kino wojenne przystało, mocno archetypowi. Mamy więc sierotę wojennego, który wyrasta na bohatera, marynarza, który mimo obrażeń ucieka ze szpitala, by walczyć za Matkę Rosję i połączyć się z ukochaną. Mamy ową ukochaną, która rusza na morze z takich samych pobudek co jej dzielny marynarz. Partnerują im paskudni kapitaliści, z których wybija się jeden Amerykanin wierzący w słuszność i ideę Partii... przepraszam KONWOJU i jeszcze gorsi naziści, wśród których bryluje oczywiście kapitan u-boota, który ma chyba na sumieniu więcej zbrodni wojennych niż cała reszta Kriegsmarine. Zdaję sobie sprawę, że powyższe podsumowanie może nie brzmieć zachęcająco, ale należy wziąć pod uwagę jedną rzecz. Jest to po prostu narracja typowa dla opowieści wojennych znad Wołgi. To nie tak, że Rosjanie pokazani są tu jako naród bez skazy, a cała reszta to potwory i materiał wywrotowy, Twórcy pokazali również i ciemną stronę historii sowietów, począwszy od zbrodniczego charakteru NKWD, a na alkoholizmie skończywszy, po prostu zrobili to w typowy dla nich, zahaczający o propagandę, sposób. Aktorstwo w tej produkcji może wydać się nieco płytkie i po prostu słabe, ale też należy na nie spojrzeć przez pryzmat postaci, jakie przyszło grać ich odtwórcom. Parafrazując słowa jednego z bohaterów, to jeszcze do niedawna byli rybacy, którzy teraz zamiast sieci wrzucają do wody bomby głębinowe. To prości ludzie i tak też są portretowani. Moim zdaniem wypadło to dość naturalnie, choć przyznaję, że postacie nie będące Rosjanami mogłyby być odegrane nieco lepiej. Duży plus za to, że bohaterowie mówią w swoich ojczystych językach, choć czasem angielski i niemiecki w wykonaniu Rosjan powoduje nieco zgrzytów. Duża zaletą Конвой PQ-17 jest mieszanie akcji z filmami archiwalnymi i komentarzem sytuacyjnym. Pozwala to widzowi znacznie lepiej zrozumieć realia działań w tamtym okresie, oferując przy tym mnóstwo ciekawostek, których próżno szukać w książkach do historii. Stanowi to ciekawy kontrast z resztą produkcji, która, jak już wspominałem, ma dość swobodne podejście do materiału źródłowego. Owszem, powoduje to kilka przekłamań historycznych, na przykład Tirpitz w rzeczywistości nie oddał ani jednego strzału w stronę konwoju, jednak rozumiem taki zabieg w celu udramatyzowania opowieści. Zresztą sceny batalistyczne, wykonane z dużym rozmachem, bronią się same. Reasumując – Конвой PQ-17 to solidny dramat wojenny nakręcony w typowo rosyjski sposób. Rozkręca się wolno, skupiając bardziej na bohaterach niż akcji, trącąc przy tym z lekka patosem. Niemniej jednak jest to produkcja wartościowa i ciekawa, choć znawcy tematu, szukający filmu historycznego, raczej nie znajdą tu nic dla siebie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj