Niełatwo jest pisać o Korei Północnej – jej byli mieszkańcy najczęściej mają za sobą jakąś traumę związaną z ucieczką z tego kraju, obcokrajowcy są wpuszczani rzadko, a nawet wtedy są zazwyczaj pod specjalnym nadzorem. W powszechnej świadomości jest to kraj dyktatury, która mimo niewielkich możliwości nieustannie miesza w krajobrazie politycznym Azji. Kiedy Kim Dzong Un spotkał się z prezydentem Trumpem, światowe media zareagowały, jakby to było spotkanie z Putinem, a nie władcą bardzo problematycznego i dość ubogiego kraju. Michael Palin miał okazję spędzić dwa tygodnie w tym niezwykłym kraju, kręcąc film dokumentalny i notując potajemnie swoje przemyślenia. Jak wypada jego Korea Północna. Dziennik podróży? Autor na samym początku opisuje problemy, jakie produkcja napotykała długo zanim ktokolwiek z ekipy wjechał do kraju i zaczął kręcić. Niektóre z tych opisów wydają się absurdalne, jednak z czasem czytelnik zaczyna rozumieć, że Koreańczycy postawili sobie za cel pokazanie swojego kraju w jak najlepszym świetle – na taśmie nie mogły się pojawić nawet fragmenty remontowanych budynków. Nieustanne zestawianie prestiżowych hoteli, miejsc do odwiedzenia z faktem, że to część teatru przygotowanego specjalnie dla obcokrajowców. Ale ten teatr musi grać według narzuconego scenariusza, dlatego chociażby pomniki można filmować wyłącznie z przodu – takie są przepisy, statua jest przeznaczona do oglądania z przodu, więc jedynie jej najlepsze ujęcie można być rozpowszechniane. I nie jest ważne, że właśnie takie mordercze przestrzeganie przepisów bardziej zapadnie w pamięć podróżnikom; przepisy nie są od ich łamania według woli turysty.
Źródło: Insignis
Michael Palin w swojej książce opisuje kolejne etapy dzień po dniu, bogato zdobiąc swoje zapiski zdjęciami. Zdjęcia z jednej strony pokazują pewną normalność w życiu Koreańczyków, a z drugiej kontrast z monumentalizmem, który z założenia ma przytłaczać i nie pozwalać wątpić w wielkość władz. Rozmowy ze „zwykłymi ludźmi” konfrontowane są z danymi statystycznymi – i nie da się ukryć, że dla osoby z Zachodu zderzenie z orwellowską propagandą jest pewnym szokiem. Ten szok jest wyczuwalny, co każe zastanowić się, czy gdyby autor pochodził z kraju byłego Układu Warszawskiego, to jego niedowierzanie byłoby podobne. Niektórzy czytelnicy na wschód od Odry mogą pamiętać jeszcze podobne czasy. Tyle dobrego, że autor ma świadomość, że jest prowadzony do miejsc odpowiednio przygotowanych dla zagranicznych gości, chociaż nikt nie zabronił mu dokonywać pewnych obserwacji w miarę możliwości.
Jest coś fascynującego w tych krótkich opisach zarówno samego Pyongyangu, jak i nielicznych miejsc leżących w głębi kraju. Trochę odnosi się wrażenie, że jego oko wypatrzyło najciekawsze fragmenty, a jednocześnie każdy opis dnia jest tak krótki, że chciałoby się, by ten dziennik był co najmniej dwukrotnie dłuższy. Na wielki plus są zdjęcia, chociaż szkoda nie są opatrzone opisami i trzeba z tekstu wywnioskować kontekst. Ogólnie jest lektura ciekawa, chociaż zdecydowanie za krótka.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj