Od kiedy Korona królów ruszyła z promocją, wszyscy z niewiadomych przyczyn naśmiewają się z tej produkcji, bo nie wygląda jak Game of Thrones,The Borgias, czy choćby jak polskie filmy i seriale historyczne z dawnych lat. Problem w tym, że takie porównanie nie ma najmniejszego sensu, bo nowa produkcja TVP nie jest serialem fabularnym jak tytuły, do których usilnie jest porównywana. Jest to telenowela osadzona w gatunku historical fiction, czyli mamy do czynienia z kompletnie inną konwencją i bardzo niskim budżetem, podobnie jak w tureckim Muhtesem Yuzyil czy w koreańskich/chińskich dramach kostiumowych. Tak naprawdę porównywać możemy do tego typu seriali lub do innych polskich telenowel jak Klan czy M jak Miłość, bo jest to produkcja z tego gatunku, tej klasy i dla odbiorcy tych tytułów. I prawdę mówiąc, na ich tle nie wygląda tak źle. Konwencja telenoweli rządzi się swoimi prawami. Dlatego też nie wszystko w tym serialu wygląda najlepiej. Aktorstwo jest momentami komiczne (dialogi czasem brzmią jak recytowane z kartki), praca kamery woła o pomstę do nieba (szczególnie podczas pojedynku rycerskiego, czyli czegoś, co nie wymaga budżetu, by pokazać normalnie...), a scenariuszowo jest to rzecz standardowa, czyli kiepskiej jakości, w której dialogi mogą być żartem opowiadanym w rozmowie. Dwa pierwsze odcinki rozkładają pionki na planszy, dając do zrozumienia, kto z kim będzie mieć konflikt i kto w kim będzie się kochać. A w tle mamy jakieś fakty historyczne pomieszane z fikcyjnymi rozwiązaniami, by nadać temu wszystkiemu jakiś sens. Będziemy mieć więc dworskie intrygi, polityczne machinacje z miłością na pierwszym planie.  Jedynie kostiumografowie i scenografowie stają na głowie, aby jakoś ukryć budżetowe braki i zachować iluzję świata przedstawionego. Oczywiście wychodzi im przeważnie tak sobie i czasem kostiumy wyglądają dziwacznie. To telenowela, więc nie ma mowy tutaj o wierności historycznej pod żadnym względem. Gdy będziemy przyglądać się detalom, będziemy wiedzieć, że zwyczaje raz są ok, raz są z innej epoki, kostiumy wyglądają tandetnie, dialogi brzmią kuriozalnie i za bardzo współcześnie, zachowania postaci czasem pasują do przedstawionych czasów, czasem kompletnie są z nich wyrwane. Nie mówiąc już o niezgodnościach historycznych, bo fabuła jest faktami zaledwie inspirowana, podobnie zresztą jak Wspaniałe stulecie. I tak można wymieniać długo to, co nie gra w tym serialu. Plusem jest, że nie wszystko rozgrywa się we wnętrzach i czasem są sceny w plenerze. Nie czuć takiej klaustrofobicznej atmosfery, jak w innych telenowelach. Nie mogę odmówić twórcom jakiejś ambicji, by było to coś więcej, niż zwyczajna telenowela. Starają się przedstawić świat w jakiejś wewnętrznej spójności, która jest w stanie przekonać do siebie. Na przykład plusem jest to, że po polsku mówią Polacy, a Litwini mówią w swoim języku. Coś, co w normalnym serialu fabularnym jak np. Czas honoru nigdy nie zostało zachowane i tam wszyscy mówią idealnie po polsku. A tutaj nawet jak Litwinka mówi w naszym języku,  to robi to z akcentem. Taki mały detal stanowi atut w celach zachowania pewnej spójności i wiarygodności świata przedstawianego. Jest to oczywiście psute lektorem w takich scenach, bo lepszym rozwiązaniem w tego typu motywach zawsze są napisy. Czasem jednak twórcy prezentują sami niekonsekwencję pod kątem wspominanej przeze mnie zgodności językowej. Raz mamy nabożeństwa po łacinie, a raz po polsku, co z uwagi na czas akcji, nie mogło mieć miejsca. Skoro już zdecydowali się na taki kierunek przedstawiania języka w tym serialu, mogli się go trzymać, by to miało sens. Brak konsekwencji. Fabularnie pierwsze dwa odcinki popełniają jeden kardynalny błąd. Pomiędzy nimi jest przeskok o 7 lat do przodu, do czasów, które będą podstawą fabuły w kolejnych odcinkach. A to jest problematyczne z uwagi na to, jak widz może odbierać postaci, ich relacje oraz całą historię. Aktorzy bowiem nie pociągnęli tej przemiany, która wynikała z tej różnicy w czasie, a wówczas to nawet konwencja nie ratuje przed tym, że wiarygodność kuleje i nie da się od razu przekonać do tego, co twórcy chcieli osiągnąć.
Korona królów jest typowym standardem gatunku telenowel kostiumowych i nie odczuwam tutaj bardzo dużej realizacyjnie różnicy pomiędzy naszą produkcją, czy takim Wspaniałym stuleciem. Nasza produkcja jest trochę słabsza na tym tle. Sęk w tym, że jest to bardzo tanie, tandetne, kiepsko zagrane i fatalnie zrealizowane. Nie ma wątpliwości, że jest to rozrywka wątpliwego poziomu. Nie jest to jednak propozycja dla tych, którzy oglądali Dynastię Tudorów, Białą królową czy Rodzinę Borgiów. Jest to rzecz dla widzów M jak miłość, Klanu czy Barw szczęścia, utrzymana w podobnym klimacie, ale oferująca coś zgoła odmiennego. Taki widz też zasługuje, by dostawać tego typu wariacje, zamiast kolejnych sezonów historycznych perypetii rodem z Turcji. Dlaczego mamy im to odbierać? Bo nie jest to polska Gra o tron za wielkie pieniądze? Ja nie jestem odbiorcą telenoweli i choć rozumiem konwencję, nigdy nie zaakceptuję jej tandetnej realizacji i wątpliwej jakości scenariuszowej, bo to wszystko ogląda się jak komedię. A skoro to nie prezentuje się tak tragicznie źle jak Klan czy M jak miłość ze swoim komicznym product placement, to czemu nie?
fot. TVP
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj