Rozbicie rodziny Smurf było pomysłem dobrze rokującym w tym sezonie. Dwa odcinki pokazują jednak, że twórcy nie mają zielonego pojęcia, jak to dobrze wykorzystać. Błądzą w fabule, nie wiedząc, czy rzucić synów w przestępczy świat, legalny biznes czy znowu w ręce Smurf. Opowiadają tę historię w sposób mdły i banalny. Mamy oczywistości, znowu dziwaczne zachowania i brak ikry, której było o wiele więcej w poprzedniej serii. Tak naprawdę w tej całej zgrai stereotypowych postaci to Smurf w wykonaniu Ellen Barkin jest najbardziej wyrazista. Ciekawa, charyzmatyczna, ludzka i z pełną gamą emocji. Przygotowany wątek z przyjacielem z przeszłości pozwala ją lepiej poznać. Dowiedzieć się, dlaczego Smurf jest taka, jaka jest. Pod otoczką twardej matki trzymającej synów żelazną ręką, jest to kobieta cierpiąca, która ich kocha i za nimi tęskni. Jej wspólna wyprawa z Jayem wywołuje mieszane odczucia. Z jednej strony plus za rozbudowanie wątki przeszłości z uwagi na nagrania Manny'ego. To może mieć ciekawy potencjał na dalsze odcinki. Z drugiej strony bardzo dziwaczna relacja z Jayem, która wchodzi na rejony intymne i mało ciekawe. Cały zamysł z okradzeniem kawiarenki miał niby ukształtować pozycję Jaya w jej oczach, ale wyszło dziwacznie. Można odnieść wrażenie, że twórcy przekombinują. Perypetie Craiga i Derana są najciekawsze, choć są najdalsze od specyficznego przestępczego życia rodziny. Kwestia baru pokazuje obie postacie z innej strony. Wychodzą trochę ze schematów pustych emocjonalnych głupców i nabierają ludzkich cech. Początek tego wątku na razie wygląda obiecująco. Pope również wiele zyskuje w tym sezonie, opiekując się bratanicą oraz nawiązując nietypową relację z kobietą z kościoła. Widać, że kwestia wiary może ciekawie rozwinąć tego bohatera. Natomiast Baz z najlepszej postaci pierwszego sezonu zrobił się najbardziej irytujący. To właśnie w jego przypadku czuć miałkość scenariusza. Jego zachowanie względem córki nie tylko jest absurdalne, po prostu głupie. Nie ma żadnego poparcia w fabule, dlaczego w taki sposób się zachowuje, a aktor tak naprawdę odgrywa kilka rozgniewanych schematów. Wygląda to dziwnie, nieciekawie i wtórnie. Ciągle robi to samo i wraca do kochanki, olewając córkę. Przez to traci jedynie sympatię. Te problemy zaakcentowane w relacji z córką mogły być ciekawe i wartościowe, ale z dobrą realizacją. A ta leży. Czasem można odnieść wrażenie, że twórcy myślą w sposób bardzo prosty. Mamy królestwo zwierząt, w którym najwyraźniej "królami" mają być puści głupcy non stop pijący i ćpający. Problem w tym, że przez tego typu zabiegi i scenariuszowe wady, te postacie nie są interesujące. Po kilku odcinkach drugiego sezonu są banalnymi schematami z zaakcentowanym niewielkim rozwojem w kilku momentach. A na tym cierpi cały serial. Dobrze to widać podczas napadu na samochód handlujący jedzeniem. To mają być przestępcy działający od wielu lat? Zachowują się jak amatorzy błądzący we mgle. Nie powiem, Królestwo zwierząt ogląda się dobrze i historia nie nudzi. Z każdym odcinkiem jednak czuć, ze twórcy powielają błędy poprzedniego sezonu i popełniają kolejne. Na tym traci cała historia, a serial wchodzi w rejony przeciętności bez wyraźnego potencjału na poprawę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj