Twórcy stawiają na tematykę halloweenową – za chwilę i u nas nadejdzie noc 31 października, więc to najlepszy moment, żeby wykorzystać atmosferę tego dnia. Szkoda, że potencjał zostaje zmarnowany, a rozwój wydarzeń w dużej mierze nie interesuje. Zamiast oglądania kolejnych wyjątkowych pomysłów, mamy do czynienia z powtórką z rozrywki – dalszym grasowaniem tajemniczego mordercy oraz wykorzystaniem pomysłów z pierwszej serii. Przynajmniej jeden z nich rzeczywiście się sprawdza (rozdawanie przez Chanel osobliwych prezentów swoim fankom), ale z reguły nie robią takie wrażenia jak rok temu. Przydałaby się większa oryginalność, a nie kopiowanie dawnych pomysłów. Przy okazji dostaliśmy także raczej pewne potwierdzenie śmierci Chada Radwella, skoro objawił się głównej bohaterce jako duch. Nie był to należycie wykorzystany motyw, między innymi z tego powodu, że w odcinku nieoczekiwanie wraca się do kwestii związku mężczyzny z Denise. Budzi on ambiwalentne uczucia, z jednej strony przecież jest absurdalnie, z drugiej zachowanie agentki FBI, oparte na jednym schemacie, staje się odpychające.
Może więc dobrze, że to właśnie Denise stała się kolejną ofiarą zamaskowanego mordercy (a konkretniej morderców, bo okazało się, że dwie osoby ze sobą współpracują). Halloween Blues pokazał, że twórcy nie bardzo mieli pomysł na poprowadzenie tej postaci, dlatego uśmiercenie jej może wypaść korzystnie. Chad akurat mógł zostać, bo jego rywalizacja z dr. Brockiem miała potencjał. Teraz utalentowanego chirurga połączono z Munsch, co rodzi poczucie powtarzalności i wydaje się niepotrzebne. Impreza z okazji Halloween i przygotowywanie pułapki nie dostarczają odpowiedniej dawki ekscytacji ani napięcia. Przez to odcinek się dłuży, chociaż pokazuje wiele bardzo ciekawych nawiązań do popkultury w różnych wydaniach. Chyba najlepiej wypadł przytyk w kierunku scenariusza filmu Batman v Superman: Dawn of Justice . Tylko mam wątpliwości, czy tych odniesień nie pojawiło się tutaj za dużo, bo były wręcz rzucane na lewo i prawo bez zastanowienia. Niemniej niebagatelną zaletą Scream Queens jest kontynuacja zabijania bohaterów. Można zacząć się bać o swoich ulubieńców, bo kto wie, na kogo przyjdzie kolej za tydzień. Trzeba jeszcze tylko bardziej zainteresować tożsamością morderców, ponieważ o tym aspekcie chwilowo zapomniano (oskarżenia kierowane są w stronę osób, które nie mogą odpowiadać za śmierci). Pozostaje wierzyć słowom Chada, że zabójcą okaże się najmniej podejrzana osoba.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj