Poprzedni odcinek pozostawił mnie z mieszanymi uczuciami, ale nowy – zatytułowany Chanel Pour Homme-icide – pokazał, że twórcy dalej potrafią przyjemnie zaskakiwać. Tradycyjnie już bohaterowie dostają kolejne niezwykłe przypadki do leczenia, tak wyjątkowe i absurdalne, że trudno się z nich nie śmiać. Szczególnie zgłębiana dolegliwość dotyczy nieumyślnego zmieniania akcentów, co rodzi sporo zabawnych sytuacji. Aktorzy znakomicie spisują się w tych scenach, komicznie naśladując maniery między innymi Brytyjczyków i Francuzów. Cieszy również kontynuacja pomiatania innymi przez Chanel. Zdecydowanie brakowało kolejnych Chanelek, którym mogłaby rozkazywać, a także je obrażać. Oczywiście postać Emmy Roberts już wcześniej była narcystyczna i egoistyczna, lecz teraz będzie miała więcej okazji, by to okazywać. Ponadto w ten sposób do akcji wkroczyły nowe postacie i, nawet jeśli odegrają jedynie krótkie role, wciąż wprowadzają do świata Scream Queens dużą dawkę niedorzeczności. Fabuła coraz bardziej zaskakuje, a następne śmierci nie sposób zakwalifikować do przewidywalnych. Zresztą twórcy nie zamierzają poprzestawać na obecnym poziomie, sugerując, że może wydarzyć się wiele pokręconych rzeczy. Co najważniejsze, więcej czasu poświęcono kwestii mordercy. Tym razem, zamiast niejednoznacznych poszlak, dostajemy ważną informację, która może zarówno doprowadzić nas do odkrycia tożsamości zabójcy, jak i być zmyłką. Która interpretacja okaże się właściwa – przekonamy się w przyszłych tygodniach. Niemniej jednak dobrze, że otrzymujemy tu porządne zwroty akcji. Twórcy mają także pomysły na wyjątkowe sceny. Przykładem może być przerysowany bieg bohaterek przy muzyce z ubiegłego wieku (Dancing in Heaven zespołu Q-Feel), która tworzy unikalny styl serialu. Warte uwagi są okoliczności tej sytuacji – myślące tylko o sobie postacie, szukające wcześniej ludzkich tarcz przed grasującym mordercą, bez żadnego ociągania postanawiają pośpieszyć komuś na ratunek. Myślę, że ten kontrast między ich słowami a niektórymi zachowaniami też świadczy o absurdalności charakterów. Szkoda jednak, iż pomoc nie zdążyła, ponieważ Chanel Pour Homme był jedną z sylwetek wprowadzających świeżość. Z drugiej strony jego śmierć tym samym okazała się niespodziewanym wyborem. Zaletą odcinka jest też trio dr. Brock, Chanel #5 i Cassidy - te postacie wcześniej nie pojawiały się w takim gronie, a tu łączy ich identyczny problem. Tak tworzy się interesujące interakcje, które tym bardziej bawią widza. Generalnie Chanel Pour Homme-icide to epizod pokazujący wszystkie zalety Scream Queens – nieobliczalny humor, zwariowanych bohaterów, ostre dialogi oraz nawiązania do popkultury. Dzięki atrakcyjnemu miejscu akcji, którym jest szpital leczący najbardziej beznadziejne i szokujące dolegliwości, twórcy mogą wykazywać się kreatywnością, co dotychczas z powodzeniem robią.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj