Każdy z nas przynajmniej raz w życiu marzył o posiadaniu nadprzyrodzonych zdolności. Spectrum takich życzeń jest zazwyczaj bardzo szerokie, od magicznej różdżki po niezwykłe umiejętności rodem z komiksów Marvela. Filmy o niezwykłych bohaterach można liczyć w tysiącach. Trudno też pozbyć się wrażenia, że wszystkie one są bardzo schematyczne. Zwykły człowiek zostaje napromieniowany, ugryziony przez jakieś zwierzę, czy też rodzi się z tajemniczym genem stającym się przyczyną mutacji. Po jakimś czasie jego niezwykłe właściwości zostają ujawnione światu, co wywołuje wiele różnych mniej lub bardziej pożądanych wydarzeń. Wszystko jednak sprowadza się do stoczenia walki o losy świata z jakimś bardzo złym gościem, który, żeby wszystko nie było zbyt proste, także posiada jakieś nadprzyrodzone moce. Generalnie wszystko zmierza do happy endu, a miłość oraz sprawiedliwość zwyciężają i wszyscy żyją długo i szczęśliwie.

[image-browser playlist="605450" suggest=""]Fot. ©Imperial - CinePix

Pojawia się pytanie, czy w tym całym korowodzie filmów o fantastycznych bohaterach może powstać coś, co przykuje uwagę widza na dłużej? Myślę, że film Josha Tranka ma szansę wybić się ponad przeciętność. Ale zanim przejdę do omówienia samej Kroniki, trzeba wspomnieć nieco o samym gatunku filmowym zwanym mockumentary. Najogólniej mówiąc, jest to fikcja mająca za zadanie udawać dokument. Generalnie przypisuje się mu charakter prześmiewczy. W tej konwencji powstało już całkiem sporo filmów, chociażby: Borat, Chłopaki z baraków czy Rok diabła.

Film Kronika zaczyna się bardzo zwyczajnie. Jeden z głównych bohaterów z bliżej nieokreślonych powodów postanawia filmować swoje życie i otaczający go świat. Zostajemy niejako wprowadzeni w kocioł jego szkolnych i rodzinnych problemów. Andrew jest nieśmiałym, pochodzącym z patologicznej rodziny nastolatkiem. Nie ma przyjaciół, szkolni osiłkowie z upodobaniem znęcają się nad nim, do tego dochodzi trudna sytuacja rodzinna (jego matka jest umierająca, a ojciec topi smutki i frustracje w alkoholu). Obserwując tę postać widz niemalże życzy mu posiadania jakichś nadzwyczajnych mocy, żeby wreszcie mógł zmienić swoje życie i świat na lepsze. Kolejnym bohaterem opowieści jest kuzyn Andrew, Matt. Jest przystojny, inteligentny, oczytany, fascynuje go filozofia. Tę dwójkę los łączy ze szkolną gwiazdą, Steve'em.

Jak nabywają swoje moce? Tu wszystko przebiega bardzo schematycznie. Opuszczają imprezę, która odbywa się na opuszczonej farmie i podczas spaceru znajdują tajemniczą dziurę w ziemi. A pod ziemią? Wielkie, świecące tajemnicze coś… Widzowi zostaje oszczędzona cała procedura pierwszego zaskoczenia wynikającego z odkrycia mocy itd. Kiedy ponownie widzimy naszych bohaterów, zdają sobie już doskonale sprawę, że posiedli niezwykłe właściwości. Od tego momentu ich życie upływa na ćwiczeniu nowych mocy i…. zabawie.

[image-browser playlist="605451" suggest=""]Fot. ©Imperial - CinePix

Reżyser, pamiętając, że obiecał widzowi quasi dokument, nie serwuje nam tanich motywów w stylu "po otrzymaniu mocy nagle nastolatkowie stają się mędrcami i odpowiedzialnymi filozofami, gotowymi poświęcić swoje życie w imię obrony ludzkości i ochrony środowiska". Nie. Steve, Andrew i Matt pozostają w dalszym ciągu licealistami. Mogą w zasadzie wszystko - latają, mają telekinezę i dysponują ogromną siłą, ale ciągle są nastolatkami i swoich zdolności używają, delikatnie mówiąc, niedojrzale. W miarę jak rozwijała się ta sielanka, zaczął mi brzmieć w głowie dobrze znany cytat ze Spidermana „Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność”. Tylko czekałam, aż wszystko zacznie się psuć. I tak też się stało.

Teraz, szczerze mówiąc, zastanawiam się, jak tu ominąć zasadnicze treści i problemy poruszone w filmie, żeby nie psuć przyszłemu widzowi przyjemności oglądania.

Josh Trank bardzo wyraźnie sygnalizuje, że wielka moc nie likwiduje tkwiących w nas słabości, ba, nawet je potęguje. Ofiara, która nagle stała się drapieżnikiem, będzie dużo bardziej okrutna od swoich prześladowców. Trudno też powiedzieć, że ta tajemna potęga trafiła w nieodpowiednie ręce… Ciekawe jakby funkcjonowali X-Meni, gdyby nie znaleźli się pod opiekuńczymi skrzydłami profesora Xaviera.

Podczas oglądania tego filmu niemal od razu wiadomo, któremu z trzech muszkieterów odbije, a mimo to reżyser swoją opowieścią trzyma w napięciu do samego końca. W czym tkwi siła Kroniki?

[image-browser playlist="605452" suggest=""]Fot. ©Imperial - CinePix

Na pewno znaczna część siły wyrazu połączona jest z formułą filmu. W obliczu współczesnego kina, którego twórcy prześcigają się w serwowaniu widzom efektownych, barwnych widowisk, mam wrażenie, że brakuje filmu, przy którym odbiorca mógłby poczuć, że akcja mogła rozegrać się w jego mieście, tuż obok niego. Poza tym, zrobienie filmu bazującego niejako na formule videobloga bardzo wpływa na podniesienie autentyczności dzieła. Gdzieś ginie ten dystans widz – film. Oglądając tego typu film oglądający ma przyjemne wrażenie, że został dopuszczony bardzo blisko bohaterów.

Warto jednak zauważyć, że nie tylko Andrew jest przekaźnikiem między widzem a światem w filmie. Kamera nieraz przechodzi z rąk do rąk, czasem nawet ta formuła zostaje porzucona na rzecz zupełnie typowych ujęć, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni w kinie.

Reżyser porusza bardzo poważne tematy, unikając jednocześnie wielkich słów. W decydujących momentach nie ma poruszających, patetycznych scen, przesiąkniętych na wskroś amerykańskim duchem. Brak też jest głębszych filozoficznych rozważań bohaterów. Wszystko rozgrywa się w otoczce codzienności i zwyczajności, a przecież nikt nie ma wątpliwości, o co tak naprawdę chodzi.

O warstwie psychologicznej filmu można rozprawiać długo i namiętnie. Poza tym wolałabym pozostawić to widzom do samodzielnej oceny. Jeśli chodzi o ujęcia, to zdjęcia stylizowane na te robione "z ręki" przeplatają się z naprawdę dobrymi efektami specjalnymi, co sprawia, że widz nie będzie się nudził. Myślę, że zarówno fani filmów akcji z mutantami w tle, jak i poszukiwacze filmów z tym "czymś" zostaną dopieszczeni.

Kronika może nie jest i nigdy nie będzie kandydatem do Oscara, ale w moim osobistym rankingu zasłużyła sobie na miano filmu, o którym po wyjściu z kina prędko się nie zapomni.

Premiera w Polsce: 3 lutego 2012 roku

Ocena: 7/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj