Zaprawdę powiadam wam, że kto nie ma poczucia humoru, nie rozumie życia. - "Golgota Picnic", Rodrigo Garcia
Wszyscy znamy film Miś. To taka niepisana polska produkcja obowiązkowa. Stanisław Bareja, reżyser kultowego dzieła, wiedział, że nic lepiej nie opisuje rzeczywistości niż absurd. Wie o tym dobrze również kanadyjski rysownik Guy Delisle. Kroniki jerozolimskie to po "Pjongjang" i "Kronikach birmańskich" trzeci wydany w Polsce komiksowy przewodnik Delisle’a po kolejnym zakątku świata. Formułę przewodnika pisanego przez przybysza zastosowała niedawno również żyjąca w Polsce Szwajcarka – Fanny Vaucher, wydając "Polskie pigułki". Autorka dzieli się wrażeniami z życia w Polsce, opisując głównie stolicę, stąd "Pigułki" to całkiem ciekawy, aczkolwiek dość powierzchowny przewodnik po Warszawie. Guy Delisle jest autorem bardziej wnikliwym. W każdym kraju, także w Izraelu, stara się zajrzeć pod to, co widać na pierwszy rzut oka. Choć mógłby zadowolić się kolacjami i koktajlami z podobnymi sobie przedstawicielami zachodniego świata, Delisle'owi (na szczęście) to nie wystarcza.
[image-browser playlist="583359" suggest=""]
Ten kanadyjski rysownik posiadł niebywały talent do bardzo minimalistycznego (pomimo dużej objętości komiksów) opisywania rzeczywistości i uchwycenia esencji otaczających go zjawisk. Najlepsze przewodniki po państwach i miastach świata, choć edukują, przestrzegają, sugerują, wiernie informują o topografii i historii, nie są w stanie oddać jednej, chyba najistotniejszej kwestii – atmosfery. Delisle'owi się to udaje. Autor, bazując na bezcennym dystansie, który daje mu fakt, że nie jest obywatelem kraju, w którym się znajduje, z wyczuciem i dyskretnym, ironicznym poczuciem humoru opisuje zastaną rzeczywistość. (Swoją drogą - ciekawe, jak wyszedłby mu komiks o Quebecu.) Pozycja obserwatora, który często nie rozumie dziejących się przed nim rzeczy i dziwi się absurdom, sprawia, że Delisle jest jak dziecko w kraju dorosłych. Godna podziwu jest skromność autora, brak wybujałego, zarozumiałego ego zachodniego przybysza. Choć bohatera irytują miejscowe nonsensy, podchodzi do nich z pokorą i szacunkiem. Interesującym treściom towarzyszy bardzo przyjemna forma. Skromne, a jednocześnie dopracowane kadry doskonale ujmują opisywane wydarzenia.
W Kronikach jerozolimskich podążamy za Delisle'em w wędrówce po skomplikowanym świecie, gdzie trzy wielkie religie usiłują żyć w symbiozie opartej, niestety, na zbrojnym konflikcie. Hebron, strefa Gazy i sama Jerozolima to miejsca niebezpieczne, o bardzo skomplikowanej geopolityce. Wielopłaszczyznowy, sięgający kilkuset lat konflikt sprawia, że codzienne funkcjonowanie przeciętnego mieszkańca tych ziem jest niewyobrażalnie skomplikowane. Na każdym kroku coś jest niedostępne, zakazane albo wręcz prześladowane, a kropkę nad i stawia wielki, przerażający mur oddzielający część palestyńską od izraelskiej. Przeciętny mieszkaniec jest szykanowany, dyskryminowany, często atakowany przez drugą stronę konfliktu. Miejsce współżycia wyznawców trzech wiar – chrześcijańskiej, muzułmańskiej i żydowskiej – to z perspektywy autora świat jednocześnie przerażający (zwykli ludzie przechadzający się z bronią, wszechobecna armia) i absurdalny (żołnierz z karabinem i gitarą, jarmułki z wizerunkami Spider-Mana i Smileya). Autor krytycznie podchodzi do strony żydowskiej, która dominuje i stawia warunki. Wszyscy jesteśmy równi, ale niektórzy są równiejsi, zdaje się mówić. Kwituje to właściwym sobie, przewrotnym westchnieniem: – Dziękuję, Boże, że stworzyłeś mnie ateistą. To naprawdę przygnębiający opis tego, jak wiele cierpienia na świecie wywołanego jest konfliktami na tle religijnym.
[image-browser playlist="583360" suggest=""]
Nie przypadkiem zaczęłam ten tekst od cytatu "Golgota Picnic", przedstawienia odwołanego wskutek ataku fanatyków religijnych. Czytając dzieło Delisle'a, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, jak wiele można znaleźć analogii do tego kraju i "tej" ziemi, do Polski. Podziały, nienawiść, agresja. Próba narzucenia jednej stronie sposobu życia i myślenia drugiej strony. Sztuczny mur, na wzór tego wybudowanego przez izraelski rząd, wyrastający między "my" i "oni", sprawia, że dialog jest niemożliwy. Delisle opisuje konflikt, który zaczął się już dawno temu i im dłużej trwa, tym bardziej jest nierozwiązywalny, a co gorsza, mieszkańcy uważają go za jedyny faktyczny i możliwy stan. W ślepej nienawiści można zabrnąć bardzo daleko, a potem jest już tylko gorzej.
PS. Zapraszam Guya Delisle'a do pomieszkania w Polsce. Bezcennym byłoby móc przeczytać dzieło, które by tu powstało.