Jak zmieścić miliony przełomowych myśli, które narodziły się przez setki tysięcy lat istnienia naszego gatunku, w jednej (nieszczególnie grubej) książce? Odpowiedź na to pytanie jest wręcz dziecinnie prosta – trzeba skoncentrować się na tych myślach, które są najważniejsze. Z czasów, gdy jeszcze chodziłam do szkoły pamiętam, że większość moich nauczycieli podchodziła do wykładanych przez siebie przedmiotów śmiertelnie poważnie. Dla naszej pani od matematyki znajomość wzorów skróconego mnożenia była absolutną podstawą prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie, a nasz historyk nie wyobrażał sobie, jak można spać spokojnie, nie wiedząc, jaki król rządził we Francji w XV wieku. W związku z tym doświadczeniem narodziło się we mnie przekonanie, że duża część osób profesjonalnie zajmujących się jakąś dziedziną nauki uznaje właśnie tę swoją dziedzinę za absolutnie nadrzędną i najważniejszą. W końcu matematyka to królowa nauk, a historia to nauczycielka życia - można by tak wymieniać bez końca. Leonard Mlodinow, autor The Upright Thinkers, jest z wykształcenia fizykiem, dlatego nie powinno was zdziwić to, że według niego, co najmniej 80% przełomowych idei było dziełem akurat fizyków. Pewnie właśnie dlatego, czytając jego książkę, nie można oprzeć się wrażeniu, że bez tych zdolnych, ale równie często zdziwaczałych postaci świat stałby dziś na głowie. Mimo wszystko choćby po samym tytule – Krótka historia rozumu (rozumu! a nie fizyki), można by się spodziewać czegoś więcej niż wykładu o teorii względności czy mechanice kwantowej. Mlodinow zaczyna swój wywód sięgając aż do początków ludzkości. Pierwsza część jego książki, która w dużej mierze poświęcona jest historii i biologii, to zdecydowanie najmocniejszy punkt programu tej wycieczki w przeszłość. Potem jest już tylko fizyka i jeszcze więcej fizyki. Autor Krótkiej historii rozumu odwołując się do naszych korzeni chce nam udowodnić, że wynalazki, przełomowe idee i pomysły nie powstają w próżni. Według niego na naukowe rewolucje składa się wiele okoliczności, m.in. wpływają na nie uwarunkowania społeczne i kulturowe. Prosty przykład, który może to udowodnić? Weźmy pod uwagę chociażby to, że powstanie pierwszych miast skutkowało rozwojem takich dziedzin nauki jak matematyka –  w końcu w miastach współpraca mieszkańców była bardziej efektywna niż praca samodzielna, dlatego też ludzie mieli więcej wolnego czasu, który mogli poświęcać na aktywność umysłową. Miasta stały się pierwszą areną poglądów i idei, a poza tym wymagały ciągłego doskonalenia organizacji współżycia mieszkańców. Jednak nie zawsze okoliczności sprzyjały potencjalnym naukowcom. Zdarzało się, że religia czy skostniałe, tradycyjne postrzeganie danej kwestii blokowały rozwój – pamiętacie historię Kopernika czy Giordano Bruno, prawda?
Źródło: Prószyński i S-ka
Tak czy inaczej, Mlodinow przekonuje nas, że w nauce nigdy nic nie powstaje od tak, po prostu. Według niego historia o tym, że Newton stworzył teorię grawitacji, dlatego że jabłko spadło mu na głowę, można włożyć między bajki. Nauka w książce Mlodinowa przypomina stale rozbudowywany dom, który próbują ukończyć kolejne pokolenia architektów. Czasem zdarza się jednak tak, że przez poprzednie stulecia używano złego cementu i młodzi naukowcy muszą wyburzyć ściany, stawiane przez swoich starszych kolegów. Często potem używają tych samych cegieł, choć układają je już po swojemu. Fundamentalne pytanie tej książki brzmi – czy jesteśmy już blisko ukończenia tej wielkiej budowli? Mlodinow w tej kwestii nie pozostawia złudzeń, całkiem możliwe, że jesteśmy dokładnie w tym samym miejscu, w którym znaleźli się XIX wieczni myśliciele, których teorie teraz leżą w gruzach. Pocieszające w tym wszystkim jest tylko to, że świat wciąż jest dla nas pełen tajemnic gotowych do odkrycia. Napisanie książki o naukach ścisłych, która będzie zrozumiała dla humanistów, to poważne wyzwanie. Nie możemy przecież zapominać o tym, że naukowcy w większości znacznie sprawniej posługują się językiem matematyki niż literatury. Mlodinow na szczęście od czasu do czasu przypomina sobie, że pisze książkę popularnonaukową, a nie podręczni akademicki, wtrąca do swojego wywodu fragmenty, które przywracały mi wiarę w ludzkie oblicze wszystkich jego naukowych idoli. Nie da się ukryć, że w większości były to ekscentryczne, ale przez to też ciekawe osobowości, które naprawdę warto poznać od nieco innej, niż zazwyczaj, strony. Poza tym Krótka historia rozumu to też historia miłości. Co prawda nie znajdziemy w niej kolejnych Romeo i Julii, ale na pewno spotkamy naukowców gotowych poświęcić wszystko w imię oddania swojej wizji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj