Nicholas Eames zadebiutował wydaną u nas jesienią zeszłego roku powieścią fantasy Królowie Wyldu, w której w humorystyczny sposób przedstawił perypetie podstarzałych najemników, którzy raz jeszcze wyruszają na misję, by uratować córkę jednego z nich. Wyzwanie mieli niemałe: nie dość, że naprzeciwko stała armia potworów, to jeszcze musieli sobie poradzić z wieloma aspektami swego życia na emeryturze. Krwawa Róża nie jest bezpośrednią kontynuacją Królów Wyldu; a przynajmniej nie jeśli chodzi o głównych bohaterów. Akcja powieści co prawda toczy się po otwierającej Sagę książce, ale tym razem nie śledzimy losów podstarzałych najemników, a tytułowej Krwawej Róży i jej drużyny. Kim zaś jest ta bohaterka? Nikim innym jak osobą, przez którą rozkręcone zostało całe zamieszanie w pierwszym tomie. Starzy bohaterowie, owszem, pojawiają się, ale mają raczej role epizodyczne, choć czasem znacząco wpływające na wydarzenia i postępowanie postaci. Krwawa Róża nie jest już początkującą najemniczą w opresji, a żyjącą legendą, która wraz ze swoją ekipą podejmuje się najtrudniejszych zadań: czy to niebezpiecznych misji, czy walk na arenie. Kiedy jednak ludzkie królestwa stają w obliczu najazdy kolejnej hordy potworów, Krwawa Róża nie chce stawić jej czoła – w zamian wybiera kolejną misję mającą ukoronować jej karierę… a przynajmniej tak się początkowo wydaje.
Źródło: Rebis
Do drużyny Krwawej Róży dołącza młoda bardka i to właśnie z jej punktu widzenia poznajemy całą opowieść. Jest to rzecz jasna przefiltrowana relacja, ale dobrze się sprawdza w odsłanianiu kolejnych mniejszych i większych tajemnic fabularnych i dotyczących poszczególnych postaci. Ponadto konfrontacja młodzieńczej naiwności z realiami życia najemników polujących na bestie jest fabularnym samograjem, a Eames skrzętnie z tego korzysta.
Królowie Wyldu odznaczali się sporą dawką humoru i grą z konwencją heroic fantasy oraz literaturą opartą na sesjach RPG w stylu magii i miecza. Krwawa Róża nieco odchodzi od tego schematu. Humoru jest znacznie mniej, a całość uderza w poważniejsze tony. Czy to zmiana na lepsze? Z jednej strony autor umiejętnie wprowadza nowe elementy i nie jest na siłę przywiązany do bohaterów i konwencji. Z drugiej jednak świetnie się czuł w wykorzystywaniu humoru i kalek typowych dla fantasy: teraz trochę tego brakuje.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj