No wreszcie! - chciałoby się rzec, oglądając 7. odcinek serialu "Krzyk" ("Scream"). Okrzyk ten niestety pasuje jedynie do finałowej, krwawej sceny. Reszta to jakiś nieokrzesany chaos.
Ostatnia scena, w której Emma wpada w krwawą pułapkę „Brandona Jamesa”, uśmiercając tym samym Willa, jest wyśmienita. Jak to jednak świadczy o serialu, skoro scena śmierci jednego z bohaterów przysparza pozytywnych wrażeń zamiast trwogi, że kolejna osoba ginie? Pod tym względem "
Scream" przypomina nieco miniprodukcję „
Harper's Island”, która w każdym odcinku serwowała co najmniej jedną śmierć, a widz miał się zorientować, kto jest mordercą.
Tamta produkcja posiadała jednak ciekawy, mroczny klimat. Wyspa odcięta od świata, ciągle padający deszcz, dziwne lokalizacje wypełnione starymi przedmiotami, skrzypiące podłogi... Do tego bohaterowie, których dało się polubić, a opowieść prowadzona była tak, że ciekawiły nas ich historie i strzępki informacji, które rzucały światło podejrzeń na kolejne osoby. W „
Scream” w zasadzie brakuje większości z tych elementów - pewnie dlatego, że produkcja wciąż musi meandrować między szkolnymi dramatami jak z każdego serialu dla nastolatków a posoką, którą zwiastowała pierwsza scena, ukazując nam odrąbaną głowę pływającą w basenie. Sęk w tym, że jedna część nijak nie pasuje do drugiej, a aktorzy, odgrywając swoje miłosne sceny, zdają się być bohaterami z zupełnie innego porządku niż ci, którym przyjdzie walczyć o życie. Każdy otarł się już o śmierć kilkukrotnie, ale żaden z bohaterów nie postanawia nawet w najmniejszy sposób zabezpieczyć się przy kolejnej próbie napaści, beztrosko rzucając „zaraz wracam”. Serio? Trudno polubić postacie, które najpierw podkreślają, że zachowują się jak "idioci z horroru" (punkt dla nich za zauważenie tego faktu), po czym… nadal tak się zachowują.
Cała akcja w kręgielni, choć fajnie pomyślana na początku, była tak chaotyczna i źle poprowadzona, że w zasadzie trudno powiedzieć, co się tam wydarzyło. Bohaterowie mówią, że nie należy czegoś robić, po czym od razu to robią? Co z tego, że sami mówią, iż zachowują się jak „idioci z horroru”, skoro nie stać ich w związku z tym na cofnięcie tych decyzji?
[video-browser playlist="742336" suggest=""]
Całe szczęście odcinek ósmy zmywa słabe wrażenie, które pozostawiła po sobie reszta sezonu, wreszcie zawiązując akcję i rzucając coraz więcej poszlak oraz odpowiedzi na drobniejsze pytania związane ze sprawą. Strzałem w dziesiątkę było dodanie horrorowych wstawek ze zmarłym Willem, którego przecięta głowa była rodem z dobrej produkcji z dreszczykiem. Ósmy odcinek, chociaż stylistycznie wciąż bliżej był serialu dramatycznego, dzięki tym ciarkogennym chwilom ukazał potencjał, jaki drzemie w formacie. Oby twórcy szykowali dla nas bombę na zakończenie. Pierwszy raz od dawna aż mam ochotę na kolejny odcinek, teraz, zaraz, już.
Warto dodatkowo zauważyć, że drugi sezon serialu został ogłoszony już jakiś czas temu. Czy będzie to historia tych samych bohaterów? Jakoś nie mogę pozbyć się myśli, że dużo chętniej zobaczyłbym to jako serial-antologię, aby w drugim sezonie pojawiła się nowa grupa bohaterów, których dałoby się (szybciej) polubić. Aktualni nie wzbudzają żadnych emocji, a ich do bólu toporny sposób gry coraz bardziej irytuje.
Czytaj również: „Scream” – będzie 2. sezon
„
Scream” to serial przeciągnięty na siłę, któremu jednak udaje się czasami tak dobrze poprowadzić wątek, że zapomina się o mankamentach i ma się ochotę na więcej. Trudno jednak powiedzieć, czy poziom rzeczywiście wzrósł, czy po prostu na bezrybiu i rak ryba, więc gdy jakieś zachowanie bohaterów nabiera sensu, serial od razu ogląda się z większą przyjemnością. Pewnie przekonamy się w dwóch finałowych odcinkach pierwszego sezonu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h