Konwencja serialu Księga Boby Fetta została ustalona i wszystko wskazuje na to, że będzie kontynuowana w kolejnych odcinkach. Podzielenie narracji na dwie linie czasowe ma plusy i minusy, bo nie zachowano w tym równowagi. Czas teraźniejszy jest szalenie interesujący, a wydarzenia z 2. odcinka jedynie pobudzają ciekawość - aż chce się więcej! Jednak na tym etapie serialu retrospekcje zyskują przewagę na ekranie. Tym razem mają większe znaczenie dla rozwoju bohatera - lata spędzone z Tuskenami zmieniły go, a ten odcinek udowadnia, jak bardzo jest to ważne dla zrozumienia wszelkich działań w teraźniejszości. Boba Fett w czasach Imperium nie był dobry. Nie miał problemu z wykonywaniem strasznych zleceń. Twórcy serialu podjęli decyzję, że muszą pokazać, jak ten czas po Powrocie Jedi wpłynął na jego człowieczeństwo. Zmianę widać także u Ludzi Pustyni, którzy do tej pory w filmowej części Gwiezdnych Wojen byli bezmyślnym zagrożeniem z Tatooine. Ten serial to zmienia, ukazując bogactwo tego świata, które w kinowych produkcjach zostało ledwie zarysowane. Jednocześnie jestem w stanie zrozumieć widzów, którym retrospekcje nie dają pożądanej rozrywki, bo jednak twórcy obiecali serial gangsterski.
Boba Fett nawiązuje głęboką, ważną relację z plemieniem Tuskenów (pojawia się ważne wspomnienie o innych szczepach) i nie jest to przypadkowe. Retrospekcje stają się duchową podróżą okrutnego łowcy nagród w głąb siebie. Ten odcinek doskonale pokazuje, jak powoli zyskuje charakter. Dla widzów nieznających komiksów nadal jest bohaterem epizodycznym w Oryginalnej Trylogii, który nie miał zbyt wiele do zaoferowania pod kątem historii czy osobowości. Twórcy są tego świadomi, dlatego kreują tę soczystą opowieść w stylu, który tak kochamy. To jednak i tak jest tło, bo ważna jest opowieść o bohaterze i jego dojrzewaniu. Każda decyzja Boby, każdy kolejny krok kieruje go w ciekawszą stronę. Boba jako człowiek po przejściach odkrywa w sobie empatię, ale zarazem - co też w scenie wizji jest zobrazowane - nie zapomina o przeszłości. Scena, w której młody Boba patrzy na hełm ojca, zdaje się odwoływać do podobnej sceny z Imperium Kontratakuje, czyli Luke'a patrzącego na swoją twarz w hełmie Vadera. To daje do myślenia i staje się istotnym punktem przemiany. W dużej mierze wydaje się, że Księga Boby Fetta nieprzypadkowo ma taki tytuł, bo twórcy podchodzą do historii zupełnie inaczej. Wierzę, że podróż bohatera będzie wynagrodzeniem za cierpliwość.
Boba Fett w końcu jest pokazany jako twardziel! Sceny retrospekcji są naszpikowane akcją, w której stary łowca nagród bez problemu rozprawia się z gangiem w barze, by potem przeprowadzić napad na pociąg jak w dobrym westernie. Twórcy w obu przypadkach pokazali, że Boba jest groźny, ale wciąż daleko mu do pełnej sprawności. Cieszy fakt, że ostatecznie Jon Favreau (scenarzysta) nie zmienił go w wytrych fabularny. Bohater nie zawsze ratuje sytuację w kryzysowym momencie. Cały zamysł świetnie inspiruje się westernami, przenosząc ten schemat na realia Gwiezdnych Wojen. Przygotowania z nauką jazdy na ścigaczach oraz sama walka na dachu pociągu to też dobry poziom efektów specjalnych. Do tego budowa emocji podczas widowiskowych scen wypada kapitalnie. W końcu daje oczekiwaną frajdę, której trochę zabrakło w pierwszym odcinku.
W teraźniejszości udało się pobawić nawiązaniem do Powrotu Jedi ze wrzuceniem niedoszłego zabójcy Boby do jamy Rancora, którego tam już nie ma. To pokazuje, jak można puszczać oko do widza, zarazem wykorzystując to jako istotne narzędzie fabularne. Kwestia burmistrza Mos Espy jest o tyle zabawna, że pomimo ogromu spekulacji, ta postać pojawiała się w materiałach promocyjnych. W odróżnieniu od trylogii sequeli twórcy serialu nie boją się obsadzać postaci kosmitów w ważnych rolach, Możemy obcować z bogactwem Gwiezdnych Wojen, w których ludzie to zaledwie jedna z tysięcy ras. Burmistrz jest Ithorianem, dzięki czemu świetnie się prezentuje (czyżby praktyczny efekt, nie CGI?)! Do tego po raz pierwszy w filmowej części widzowie mogą zobaczyć, jak ta rasa komunikuje się w basicu (tak nazywa się międzygatunkowy język w Star Wars, czyli docelowo angielski). Tutaj twórcy świetnie buduje pewną aurę tajemnicy. Kto tak naprawdę najął zabójców? Widzimy, że nie zrobił tego burmistrz. Nowi wrogowie również niekoniecznie mogą za tym stać. Favreau i ekipa stopniowo pokazują, że świat przestępczy Star Wars jest bardzo bogaty. Jest w nim Kartel Huttów, syndykat Pyke'ów (to oni władają pociągiem, konflikt z Bobą może być kontynuowany w teraźniejszości). Najpewniej pojawi się też Szkarłatny Świt. Kandydatów do rywalizacji z Bobą jest jednak o wiele więcej. Dzięki temu kolejne odcinki z - miejmy nadzieję! - większym naciskiem na teraźniejszość dadzą nam więcej frajdy.
Jabba władał Tatooine jako Daimyo (nadal świetny pomysł z wykorzystaniem japońskiego określenia ze średniowiecza), a Bib Fortuna, który go zastąpił, wydaje się jedynie figurantem. On nie był prawdziwym następcą Jabby. Pojawienie się bliźniaków będących kuzynami Jabby to sygnał, że gangsterzy z Nal Hutta jeszcze tutaj namieszają. Zapowiedź ich nadejścia to jedna z bardziej klimatycznych scen odcinka i odpowiedź na rodzące się pytania widzów o wspomnianej lektyce. Huttowie wyglądają dobrze. Widać, że zostali dopracowani efektami specjalnymi. Konflikt z Bobą jest potwierdzony i pozostaje mieć nadzieję, że twórcy nie każą widzom długo na niego czekać. W tym motywie jednak cieszy zupełnie coś innego... To Wookiee sprawi, że wielu fanom Gwiezdnych Wojen zacznie szybciej bić serce! Zabójczy bohater pojawia się w komiksach u boku Doktor Aphry (czyżby ona również miała zadebiutować w wersji aktorskiej?). Razem z Bobą pracował dla Jabby. Jego wejście ma dobry klimat, a groźny wygląd jest obietnicą dla fanów nieznających postaci, że to ktoś, kto nie da sobie w kaszę dmuchać. Mam jedynie nadzieję, że to nie jest tylko easter-egg i w kolejnych odcinkach zobaczymy go w akcji.
Księga Boby Fetta nabiera powoli wiatru w żagle. Jest to o wiele lepszy odcinek ze świetnym klimatem i wartką historią, która wciąga, angażuje i fantastycznie obrazuje bogactwo Gwiezdnych Wojen. Boba się zmienia! Ciekawe, kim się ostatecznie stanie.