Pamiętam, jak gdzieś w połowie podstawówki zachwyciłem się Księgą dżungli. W sensie literackim oryginałem Kiplinga. Wciągałem te opowieści jedną za drugą, a kiedy skończył mi się jeden tom, zaraz rzuciłem się na drugi. Disneyowski animowany film istniał już wtedy od kilkunastu lat, ale w czasach głębokiego PRL-u (a ja jestem tak stary) nie było żadnych szans, żeby go zobaczyć. Dlatego seans nowej The Jungle Book, który właśnie jest za mną, odbieram pewnie inaczej niż większość młodszych widzów tego filmu. Oni będą to przede wszystkim porównywać z Disneyem, pewnie wielu z nich nawet nie zajrzało nigdy do Kiplinga. To ważne i nieważne zarazem, bo obraz Jona Favreau bez trudu wytrzymuje obydwa te porównania. To po prostu świetny film dla całej rodziny. To historia, która całymi garściami czerpie z Kiplinga, nieźle bawi się aluzjami do Disneya, ale przede wszystkim jest rewelacyjną samodzielną opowieścią. To fabuła rozpisana na jedną rolę ludzką, a dokładniej dziecięcą (rewelacyjny Neel Sethi), i wiele zwierząt, które idealnie stworzone w komputerze, są równocześnie bardzo zwierzęce i pełne wyrazistych osobowości. Jeśli przez ostatnie dekady rozwoju kina oglądaliśmy coraz lepiej wykreowane cyfrowo zwierzęta, to tu chyba doszliśmy już do końca tej drogi. Nie wiem co i czy w ogóle można jeszcze więcej uczynić. Po prostu absolutnie wierzę w tego tygrysa, niedźwiedzia, panterę czy wielką małpę. Przez jeden moment nie mam wrażenia sztuczności czy jakiejś drogi na skróty. Wszystko działa, wszystko jest supernaturalne i pięknie współgra z młodym ludzkim aktorem. No url A skoro tak dobrze się to ogląda, można całkowicie skupić się na fabule, która jest świetnie wyważoną pomiędzy akcją, humorem i realizmem historią dziecka wychowanego w dżungli. Mowgli nigdy nie był tak popularny jak Tarzan, a wychowanie przez wilki nie miało w sobie takiego potencjału jak wychowanie przez małpy, ale teraz wreszcie dostał naprawdę świetnie wymyśloną ekranową wersję. W historiach o Tarzanie okres dzieciństwa jest zwykle pomijany bądź szybko naszkicowany w dwóch-trzech scenach. Tu to o dorastanie właśnie chodzi. Tu równie ważni co sam Mowgli są jego zwierzęcy przyjaciele i przeciwnicy. Na dobrą Księgę dżungli musieliśmy więc poczekać, ale oto ona i jest naprawdę rewelacyjnie. Duża w tym zasługa również głosów – zwierzęcy bohaterowie to śmietanka Hollywood (Bill Murray, Idris Elba, Ben Kingsley, Scarlett Johansson, Christopher Walken). Ich głosy budują ten film równie mocno jak to, co widzimy. Zresztą trzeba przyznać, że jeśli wybierzecie się na wersję z polskim dubbingiem, też nie jest źle. To zdecydowanie film po tej dobrej stronie rodzimego dubbingu, film, w którym aktorzy wiedzą, co robią, a napisane dla nich polskie dialogi brzmią naprawdę dobrze. Zresztą dobór nazwisk i tu robi wrażenie (Jan Peszek, Jan Frycz, Jerzy Kryszak, Piotr Fronczewski). Księga dżungli to jeden z najlepszych filmów familijnych ostatnich miesięcy, a może i lat. Favreau, który odpoczął od wysokobudżetowych produkcji, kręcąc dwa lata temu kameralnego Chef, teraz wraca w świetnym stylu, dowodząc jednoznacznie, że jego sukcesy przy Iron Manach nie były dziełem przypadku. Z pewnością widzieliście, jak radził sobie z Downeyem Jr. - zobaczcie koniecznie, jak poradził sobie w dżungli. Zdjęcie główne: Disney / materiały prasowe
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj