Koe no Katachi #01, a raczej oryginalny japoński tytuł Koe no Katachi na pewno nie jest do końca obcy fanom japońskiej kultury. Większość miłośników mangi zapewne usłyszało jakiś czas temu o filmie anime pod tym samym tytułem, który zebrał bardzo dobre recenzje zarówno wśród krytyków, jak i widzów. Produkcja może poszczycić się tytułem najlepszego zeszłorocznego filmu animowanego według Japońskiej Akademii Filmowej. Skoro więc animowana adaptacja jest tak udana, to jak wypada pierwszy tom mangowego oryginału? Odpowiedź brzmi – aż chce się więcej.

Shoya Ishida jest w szóstej klasie podstawówki. To ten typ, który zawsze najpierw zrobi, a potem pomyśli. Dni spędza na skakaniu z mostu do rzeki razem z kumplami z klasy. Jego mama jest fryzjerką, ale też kobietą tolerującą wybryki syna, takie jak przychodzenie do domu w zupełnie przemoczonych ubraniach. Życie chłopaka wygląda więc dość sielsko i beztrosko. Oczywiście do czasu, kiedy to do jego klasy dołącza nowa koleżanka, Shoko Nishimiya. Dziewczynka wyróżnia się na tle rówieśników za sprawą swojej niepełnosprawności – jest niesłysząca. Dla głównego bohatera szybko staje się ona głównym źródłem rozrywki, mającym na celu zabić nudę. Wrzeszczenie do niej, aby sprawdzić czy naprawdę jest głucha, przedrzeźnianie, obrażanie niczego nieświadomej dziewczyny szybko wchodzi chłopakowi w nawyk. Reszta klasy także nie stara się szczególnie jej bronić, ponieważ ciągłe pomaganie Shoko w nauce staje się coraz bardziej uciążliwe. Znęcanie nad nią przybiera coraz gorsze formy – w końcu dziewczynka zmienia szkołę, a Shoya odkrywa, że posunął się za daleko. Teraz to on jest głównym kozłem ofiarnym swoich byłych już przyjaciół. Mija jednak sześć lat, a chłopak przypadkiem znów chodzi do tej samej szkoły, co Shoko...

fot. Kotori

Mangę, choć porusza bardzo trudny temat znęcania się w szkole, czyta się błyskawicznie i z ogromną przyjemnością. Początkowo zresztą Shoya jest na tyle sympatycznym bohaterem – aczkolwiek inteligencją nie wykraczającym poza swój wiek – że naprawdę się go lubi. Im dalej jednak w las, tym robi się poważniej. Na scenę wkracza wychowawca dzieci, a także matka Shoko. Życie tej dziewczynki zresztą usłane różami nigdy nie było, a to, co zgotował jej Shoya łatwo mogło doprowadzić do jej kompletnego załamania się. Jest ona bohaterką jednak na tyle bierną, że początkowo drażni swoją naiwnością i brakiem zrozumienia tego, co się wokół niej dzieje. Jednak czytelnik zdaje sobie w końcu sprawę, że Shoko żyje w absolutnej izolacji – nie tylko za sprawą swojej niepełnosprawności, ale także z powodu odrzucenia przez rówieśników. Zresztą już w pierwszy tomie dziewczynka udowadnia, że nie jest takim niewiniątkiem, na jakiego wygląda. Czytając ten tomik, wraca się też mimowolnie do wspomnień z własnego dzieciństwa, kiedy różne niekoniecznie mądre pomysły były sensem życia. Każdy, tak jak Shoya, walczył w końcu z nudą, choć zawsze na swój sposób.

Fabularnie historia wypada bardzo dobrze, podobnie jak strona graficzna. Autorka, Yoshitoki Oima rysuje w sposób bardzo charakterystyczny – jej styl jest niezwykle szczegółowy i nie ogranicza się do tworzenia samych bohaterów, ignorując tła. Z tyłu zawsze coś się dzieje, niezależnie czy to podwórko, czy szkoła. Postacie drugoplanowe także nie są bezbarwną mieszaniną ludzi – bez problemu rozróżnimy innych uczniów z klasy bohaterów. Nie brakuje kadrów skomplikowanych pod względem perspektywy, potwierdzających świetny warsztat autorki. Swoją drogą – matka mangaczki zna język migowy, co było pomocne przy tworzeniu tego komiksu. Gatunkowo to manga shounen, czyli  manga skierowana do chłopców, aczkolwiek historia w niej opowiedziana to temat na tyle uniwersalny, że po tomik może sięgnąć absolutnie każdy.

Pierwszy tom Koe no Katachi #01 zapowiada historię naprawdę wciągającą – mangę czyta się nieraz z uśmiechem na ustach, często z dezaprobatą w stosunku do poczynań głównego bohatera, ale co najważniejsze, chce się więcej. W końcu to tylko wstęp do dalszych wydarzeń, kiedy główni bohaterowie są w liceum, a Shoya postanawia naprawić błędy swojej... bardzo wczesnej młodości, trzeba by rzec. Dopiero od tomu drugiego ta opowieść rozkręci się więc na dobre.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj