Jestem pod wrażeniem, jak Kulawe konie w nowych odcinkach prowadzone są pod względem scenopisarskim. W omawianych epizodach nie ma miejsca na jakiś zbędny wątek. Każdy - nawet najmniejszy, poboczny - doskonale przeplata się z główną intrygą. Dlatego ogląda się je jak bardzo ładną mozaikę stworzoną z pasujących do siebie elementów, w których żaden nie gryzie się z innymi i wszystkie wspólnie pracują na interesujący, ostateczny kształt historii. A sama opowieść jest bardzo wciągająca i trzymająca w napięciu. Twórcy dali nam kilka naprawdę dobrych zwrotów akcji i sprawnie prowadzili narrację, trzymając w napięciu aż do samego końca. Najważniejsza jest historia, a widowiskowość odchodzi na dalszy plan. Sceny akcji nie przykrywają dobrze napisanej intrygi - jest w niej tyle emocji i napięcia, że nawet bez strzelanin i pościgów można siedzieć na krawędzi fotela. Nowe odcinki pokazują w końcu, że Kulawe konie to rasowa powieść szpiegowska. Twórcy bardzo sprawnie odkrywają kolejne fragmenty intrygi. Cały czas trzymają nas w niepewności. Bardzo dobrym rozwiązaniem było postawienie na szybkie tempo. Widz nie ma czasu, aby się znudzić lub zniecierpliwić. Intryga jest tak gęsto utkana, że każdy jej element przywiera do innych, oferując doskonałą całość, w której nie poczujemy się ani przez chwilę wybici z rytmu jakimś niepotrzebnym wątkiem.  
fot. Apple TV+
Prym w obydwu odcinkach tym razem wiedzie Gary Oldman w roli Jacksona Lamba. Laureat Oscara kradnie każdą scenę ze swoim udziałem. Sarkazm i swoista bezczelność jego postaci znakomicie sprawdzają się w konwencji zaoferowanej przez twórców. Jego zachowanie powodowało mój szczery śmiech, ponieważ teksty, które rzuca, to prawdziwe scenopisarskie perełki. Lamb w wykonaniu Oldmana to odpychający, czasem wręcz obrzydliwy cham, jednak aktor potrafi wyciągnąć z niego cechę, która fascynuje widza. Bardzo dobrze sprawdziła się również Kristin Scott Thomas w roli Diany Taverner - postaci, która znajduje się w drugim narożniku konfliktu. Utarczki słowne bohaterów są naprawdę dobrze napisane, a sama Taverner stanowi ciekawy rodzaj niejednoznacznego czarnego charakteru.  Podoba mi się to, że tytułowy zespół Kulawych koni w nowych odcinkach w końcu został pokazany jako współpracujący ze sobą kolektyw. Twórcy w bardzo ciekawy sposób rozwijają tę drużynę outsiderów. Żaden z jej członków nie staje się nagle superszpiegiem. Osobno - oprócz Rivera, Lamba czy leżącej w szpitalu Sid - nie prezentują się dobrze. W życiu nie chciałbym oglądać przygód  Mina czy Ho. Jednak jako grupa są świetni! Łatwo się z nimi utożsamić i im kibicować. Nowe odcinki Kulawych koni mocno popychają intrygę do przodu, ukazując świetnie napisaną, wielowątkową historię, która sprawnie przeplata się z działaniami poszczególnych bohaterów. Polecam. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj