L.A. Finest, czyli spin-off Bad Boys, powrócił z 2. sezonem. Czy coś polepszyło się w jakości w stosunku do poprzedniej serii?
2. sezon
L.A.’s Finest stara się łączyć konwencję procedurala (sprawy kryminalne rozpisane na jeden odcinek) z większymi wątkami całego sezonu. W tym przypadku mamy historię problemów w dzielnicy K-Town (z którą związana jest duża intryga kończąca się dopiero w finale), kampanię prokuratorską Patricka oraz śledztwo Syd w sprawie zabójstwa Jen. Przyznam, że każdy z tych wątków początkowo potrafił zaintrygować, miał solidne pomysły, odpowiednio dawkował informacje, pozwalał przykuwać uwagę. To jednak tylko pozory, bo gdy dostajemy odpowiedzi na dręczące nas pytania, coraz bardziej staje się to nam obojętne. Coś, co początkowo miało duży potencjał, poszło w totalną sztampę, nudne rozwiązania i schematy znane z seriali kryminalnych. Nawet jak w paru momentach próbowano zbijać widza z tropu, łopatologiczna przewidywalność psuła wszystko.
Twórcom tego serialu całkowicie brak odwagi. Gdy mamy wątek porwania Bena Walkera, scenarzyści nie stawiają kroku dalej, by nakreślić stawkę wydarzeń i pokazać, że ktoś może tutaj umrzeć. Pomimo tego, że odcinek trzymał w napięciu, rozwiązanie jest banalne i zbyt szybkie, a powrót Bena do pracy wręcz błyskawiczny. To samo jest podczas wypadku Walkera i Bainesa, gdy zbiry odbijały mordercę. Wyszli z tego bez szwanku. Zabicie Patricka, które na pewno było zaskakujące, nie zmienia jednak wydźwięku całego sezonu, bo była to mniej ważna postać drugoplanowa, związana z wątkiem obyczajowym.
Osadzenie produkcji w uniwersum
Bad Boys jest tylko umowne. Syd Burnett jest siostrą Marcusa, ale powiązania kończą się jedynie na wspomnieniu o tym w rozmowie z ojcem. Nawet tworzenie konwencji serialu, szczególnie w porównaniu do pierwszego sezonu, zaczyna coraz bardziej iść w sztampową produkcję policyjną, która psuje renomę
Bad Boys. Ta marka jest oparta na akcji - im bardziej efektownej, tym lepiej. A ta w
L.A.'s Finest jest fatalna. Strzelaniny są nudne, bez pomysłu i jakiegokolwiek zagrożenia - ot stoją za osłoną, strzelają na zmianę i czasem w kuriozalny sposób ktoś się wychyla, koniec. Przez cały sezon jeden raz nawiązano wizualnie do Bad Boysów poprzez ujęcie kamery krążącej wokół strzelających bohaterek. Tylko cóż z tego, skoro za tym nie idzie jakość, emocje i jakakolwiek kreatywność?
Część obyczajowa jest najgorsza, ponieważ nudzi, nie ma w sobie emocji, pazura i czasem nawet sensu. Małżeńskie problemy Nancy i Patricka wydają się naciągane, bez fabularnego przygotowania i odpowiedniego umotywowania zachowania bohaterki. Relacje pomiędzy postaciami są strasznie puste, sztuczne, a humor pomiędzy nimi jest wymuszony. Smutne jest to szczególnie, że Jessica Alba i Gabrielle Union jako główne bohaterki mają chemię pomiędzy sobą. Naprawdę tworzą sympatyczny duet, który przy tak szkaradnym scenariuszu jest marnowany. A czasem ich indywidualne zachowania i decyzje pozostawiają wiele do życzenia i nie wzbudzają sympatii.
Narzekam, bo
L.A.'s Finest jakościowo nie daje nic nawet solidnego. Pierwszy sezon przynajmniej miał lepsze sceny akcji i jakiś większy pomysł na nie, a tu jest pusto, nudno i sztampowo. Brak kreatywności twórców w każdym departamencie razi, bo marnowany jest potencjał na serial policyjny mogący być lekką rozrywką w stylu Hawaii 5.0. Podsumowując: do obiadu w tle jest ok, ale trudno z czystym sumieniem polecić ten serial. Szkoda czasu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h