Poprzedni sezon Legion zakończył się ucieczką Shadow Kinga w ciele Olivera Birda (Jemaine Clement) oraz porwaniem Davida (Dan Stevens) przez jakąś latającą kulę. Było wiele teorii na temat tego, gdzie może rozgrywać się akcja kolejnej odsłony przygód Legionu. Niestety, wszystkie okazują się błędne. Twórcy nie zamierzają porzucić wykreowanego świata ani wprowadzonych wcześniej postaci. Wracamy więc do laboratorium Devision  3, które nie specjalizuje się już w śledzeniu i badaniu mutantów. Cała jego praca jest skupiona na wyśledzeniu i pojmaniu Shadow Kinga. Dlatego przez ten cały czas poszukiwali Davida Hallera, który jako jedyny jest w stanie przeciwstawić się potworowi. Problem polega na tym, że Haller znów jest zdezorientowany. W jego mniemaniu porwanie przez dziwną kulę trwało niecały dzień, gdy w rzeczywistości minął rok. Gdzie był przez ten cały czas? To jest zagadka, którą będzie trzeba rozwiązać w tym sezonie. Nowy sezon to zupełnie nowa rzeczywistość. Dawni wrogowie pracują ramie w ramię z nowym zagrożeniem. Dziwnie obserwuje się Loudermilka współpracującego z Clarkiem. Generalnie widzowi trudno będzie się odnaleźć w nowej sytuacji. Budowanie napięcia pomiędzy mutantami renegatami a ścigającą ją jednostką militarną była przecież główną osią poprzedniego sezonu. Teraz tworzą jedność. Choć chyba nie wszystkim w szeregach się to podoba. Twórcy postanowili utrzymać specyficzny klimat Legion, w którym fabuła jest tak poplątana, że widz nie za bardzo wie, co dzieje się w rzeczywistości, a co jest jedynie projekcją wyobraźni Hallera. Udaje im się także utrzymać wciąż wysoki poziom wizualny. Niektóre ujęcia, jak chociażby taneczny pojedynek Davida z Shadow Kingiem to istne dzieło sztuki. Dan Stevens wciąż jest genialny. Z miejsca kupuję jego grę aktorską polegającą na ciągłym zagubieniu i dezorientacji. W drugim sezonie jego postać przez pewne wydarzenia znów traci tę pewność siebie, którą zyskała pod koniec pierwszej odsłony. Znów wydaje się być niestabilny psychicznie. I nie wiem, czy jest to spowodowane zagubieniem i próbą ogarnięcia umysłem tego, co się z nim działo przez ostatni rok, czy może to specyfika tej postaci. Wciąż razem z Rachel Keller tworzą świetny duet. Żałuję natomiast, że w pierwszym odcinku jest tak mało Aubrey Plaza, czyli Lenny. Pojawia się tylko w kilku scenach u boku Shadow Kinga. Liczę, że jej postać nie zostanie zepchnięta do dalszych szeregów, bo była jednym z najjaśniejszych punktów pierwszego sezonu. Intrygują też nowe postaci, jak choćby trzy niewiasty z wąsami - mówiące jednym komputerowym głosem i niejako ochraniające swojego mistrza pokazującego się publicznie tylko z wiklinowym koszem na głowie - czy też nowa cielesna powłoka Shadow Kinga. Legion wciąż jest zwariowanym serialem, który zachwyca i intryguje. Posiada genialną oprawę zarówno wizualną, jak i muzyczną. To artystyczne podejście do tematyki superbohaterów, które nadal się sprawdza. Moim zdaniem jest to wciąż najlepszy serial na podstawie komiksu, jaki możemy oglądać w telewizji. Nic się w tym temacie nie zmieniło. Recenzja pierwotnie została opublikowana 12 marca
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj