Historia starożytna ma w sobie coś magicznego. Mimo upływu lat twórcy (zarówno literaccy, jak i filmowi) bez przerwy sięgają do tego okresu. Tym razem Conn Iggulden postanowił przyjrzeć się klasycznej Grecji i czasom wojen z Persami. W obliczu zagrożenia ze Wschodu mieszkańcy Peloponezu postanowili odłożyć na bok wzajemne animozje. Stworzyli Związek Hellenów i pokonali wspólnie wojska Kserksesa pod Salaminą. Jak to zawsze bywa w przypadku wojen, będą wyłaniać się bardziej charakterystyczne postacie, które w tym całym militarnym zamieszaniu zrobią karierę polityczną. Lew to historia dwóch greckich dowódców: Kimona i Peryklesa, którzy na swój sposób współdziałają, ale też rywalizują o wpływy. I tu czytelnik może się poczuć nieco wprowadzony w błąd przez opis na tylnej okładce. Wydawałoby się, że głównym bohaterem został Perykles. Tymczasem na plan pierwszy pisarz wysuwa Kimona. Jest to zabieg jak najbardziej zrozumiały. Podobnie jak w oczach starożytnych, tak i w Lwie Kimon przyćmiewa nieco rywala. Przede wszystkim jego ojciec to legendarny Miltiades, który pokonał Persów pod Maratonem. Poza tym Kimon jest starszy i dojrzalszy od Peryklesa. Budują swoją polityczną pozycję dynamiczniej i ciekawiej. Kością niezgody między panami stała się piękna Tetyda. Mam wrażenie jednak, że ten wątek autor dodał nieco na siłę, ot tak, żeby nie było zbyt wojskowo i po męsku.
Źródło: Rebis
„Lew” ma dużo ciekawych momentów, które wpływają na wyższą ocenę. Jednak nie mogę powiedzieć, że jest to coś więcej niż kawał dobrego pisarskiego rzemiosła. Iggulden udowodnił, że potrafi robić rzetelny research i podchodzi do historii z szacunkiem.
Potrafi pisać też w taki sposób, że książka nie nudzi, ale czyta się ją raczej z umiarkowanym zainteresowaniem. Nadmiernej ekscytacji nie było. Muszę przyznać, że posłowie było na poziomie treści.  Iggulden robi kawał dobrej roboty, bo przybliża czytelnikowi historię klasyczną w ciekawy, przystępny sposób. Informacje usłyszane w czasie szkolnych lekcji bardzo przyjemnie się porządkują w głowie. Dostaniemy solidną dawkę wiedzy o epoce, demokracji, teatrze, społeczeństwie i samej sztuce wojennej. Jest to książka dobra. Po jej zakończeniu nie ma się poczucia straconego czasu. Trzeba jednak jasno podkreślić, że podczas lektury najlepiej będą się bawić sympatycy Igguldena lub wielbiciele historii. Przyznam, że moja ciekawość została trochę rozbudzona i czekam na kolejną pozycję.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj