Południowokoreańskie Round8 Studio tworzyło Lies of P przez kilka lat i w zasadzie już od pierwszego materiału porównywano ten tytuł ze świetnym Bloodborne. Trudno się temu dziwić, bo deweloperzy zadbali nie tylko o podobną rozgrywkę, ale też zbliżony, mroczny klimat. Podobieństw można doszukiwać się nawet w warstwie fabularnej. Krat, tak samo jak wcześniej Yharnam, jest miastem pogrążonym w chaosie i destrukcji. Jedyną różnicą są sprawcy całego zamieszania, bo krwiożercze bestie i oszalałych mieszkańców "wymieniono" na mechaniczne marionetki, które wyrwały się spod panowania ludzi.  Na ulice Krat wkracza Pinokio, w którego wcielają się gracze. "Syn" Gepetta budzi się na opuszczonej stacji kolejowej i wyrusza w podróż w poszukiwaniu swego twórcy, po drodze napotyka przerażających przeciwników i zaskakujących sojuszników, a przy okazji odkrywa kolejne sekrety skrywane przez tę historię. Choć patrząc na materiały z gry, można odnieść wrażenie, że inspiracje klasyczną opowieścią o Pinokiu potraktowano tutaj w bardzo luźny sposób, to w praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Na każdym kroku widoczne są jakieś nawiązania do powieści autorstwa Carla Collodiego. Jednym z pierwszych bossów, który pojawia się na naszej drodze, jest Szalony Osioł. W innej lokacji spotkamy niejakiego Alidora w masce psa, a w rozwoju protagonisty pomaga nam Sofia o charakterystycznych, błękitnych włosach. To tylko niektóre z odniesień. Jest tego znacznie więcej, ale nie chcę psuć Wam zabawy z ich odkrywania. 

Fabuła

8 /10

Tuż po przejęciu kontroli nad Pinokiem i wyborze jednej z trzech startowych broni, można odnieść mylne wrażenie, że mamy do czynienia z kalką Bloodborne wykonaną niemal 1:1. Sterowanie jest bliźniaczo podobne, a arsenał ruchów Pinokia nie różni się od tego, jakim dysponowali łowcy z produkcji From Software. Dość powiedzieć, że również tutaj oponentów możemy zaskoczyć lub ogłuszyć, a następnie dobić potężnym, widowiskowym ciosem. Im więcej jednak gramy, tym więcej różnic zaczynamy dostrzegać. Przede wszystkim po kilku godzinach da się odczuć, że uniki nie są tak skuteczne, jak w zdecydowanej większości innych przedstawicieli gatunku soulslike. Znacznie lepiej działa parowanie ciosów, zwłaszcza precyzyjne, wykonane w idealnym momencie. Pozwala ono na uniknięcie obrażeń, a przy tym daje szansę na zniszczenie broni oponentów. Warto więc poświęcić trochę czasu na opanowanie tej mechaniki, a także wnikliwie śledzić ruchy wrogów i się ich uczyć. W ciekawy sposób rozwiązano kwestię blokowania. To zużywa nie tylko wytrzymałość, ale i punkty życia. Możemy natomiast je odzyskać, jeśli tylko uda nam się niedługo później zaatakować przeciwnika. Wymusza to bardziej agresywne podejście i czasami nagradza ryzyko.
fot. Neowiz
Lies of P to gra niezwykle wymagająca, ale początkowe etapy potrafią nieco uśpić czujność i dać złudne poczucie potęgi. Pierwszych kilku bossów nie stanowi większego wyzwania, więc da się ich pokonać bez większych problemów – szczególnie gdy macie już doświadczenie w tym gatunku. W pewnym momencie następuje jednak OGROMNY skok poziomu trudności. Mniej więcej po około 10 godzinach dociera się do ściany i oponentów, których po prostu trzeba się nauczyć. Pokonanie ich bez opanowania mechaniki parowania i znajomości ich ruchów raczej nie wchodzi w grę.  To chyba pierwszy soulslike, w którym nie ma żadnych sposób na znaczne ułatwienie sobie zabawy. Zapomnijcie o szukaniu bezpiecznych miejsc na arenach, blokowaniu bossów między elementami otoczenia czy przegiętych buildach, które zapewniają ogromne obrażenia lub nietykalność. Niczego takiego tutaj nie uświadczycie. Również nabijanie poziomów i zwiększanie statystyk nie jest tak pomocne, jak na przykład w Bloodborne czy Dark Souls. Owszem, w ten sposób przedłużymy pasek życia czy wytrzymałości, zwiększymy udźwig i zadawane obrażenia, ale nic z tego nie uczyni naszego Pinokia niezniszczalną maszyną do zabijania.  Na szczęście deweloperzy oddali w ręce graczy sporo możliwości personalizacji bohatera. Może nie ułatwicie sobie dzięki temu rozgrywki, ale przynajmniej będziecie mogli męczyć się z buildem, który najbardziej przypadnie Wam do gustu. Poza rozwijaniem statystyk przy pomocy punktów Ergo (tradycyjnie już tracimy je w momencie śmierci) możemy także modyfikować ekwipunek. Szczególnie ciekawie wypadają bronie, które możemy rozkładać na dwa elementy (ostrze i uchwyt), a następnie mieszać je ze sobą i tworzyć w ten sposób nietypowe, często bardzo skuteczne kombinacje. Nic nie stoi na przeszkodzie, by ostrze dwuręcznego miecza zamontować na rączce szybkiego rapiera lub połączyć sztylet z uchwytem wielkiej maczugi. Efekty tego typu działań bywają zaskakujące. Warto więc poeksperymentować! Szczególnie że każdy element wyposażenia powiązany jest ze specjalną zdolnością, którą możemy aktywować po naładowaniu energii baśni. Z czasem odblokowujemy też "drzewko talentów", w którym jesteśmy w stanie wybierać pasywne wzmocnienia. 
fot. Neowiz
Zabrakło tutaj natomiast klasycznych tarcz z Dark Souls i broni palnej z Bloodborne, ale dla obu tych rzeczy da się znaleźć alternatywę. Lewa ręka naszego Pinokia jest bowiem wymienną protezą, której sposób działania – podobnie jak w Sekiro: Shadows Die Twice – możemy zmienić. Jak? Na przykład zamontować w niej miotacz ognia, kotwiczkę przyciągającą wrogów czy puklerz wybuchający po otrzymaniu ciosu. Jest jednak pewien haczyk: korzystanie z protezy zużywa pasek energii, więc nie możemy robić tego w nieskończoność.  Oczywiście bronie, protezy, przedmioty i punkty doświadczenia nie są nam wręczane przez twórców na srebrnej tacy. Wszystko musimy samodzielnie zdobyć i odblokować. Warto więc uważnie zwiedzać Krat i zaglądać w każdy zakątek tego ponurego miasta, bo być może znajdziemy tam cenny skarb lub bossa (po wygranej walce z nim otrzymamy pomocny przedmiot).  Walka i eksploracja to nie koniec dostępnych możliwości w tej grze. Ciekawym pomysłem jest mechanika tytułowych kłamstw. W wybranych sytuacjach bohater staje przed wyborem: może powiedzieć prawdę lub skłamać, a taka decyzja może mieć wpływ na dalszą zabawę i przebieg historii. 
fot. Neowiz
Co istotne, w Lies of P zabrakło trybu kooperacji, który u konkurencji z From Software był jednym z najskuteczniejszych sposobów na obniżenie poziomów trudności. Przed głównymi, fabularnymi bossami możemy jedynie przywoływać sojuszników sterowanych przez sztuczną inteligencję, ale nie są oni szczególnie pomocni. Owszem, skutecznie odwracają uwagę przez pewien czas i zadają nieco obrażeń, ale kompletnie nie unikają wrogich ciosów i pchają się wprost pod ich broń. Nieco lepiej robi się mniej więcej w połowie gry, gdy odblokowujemy przedmiot umożliwiający jednorazowe leczenie lub wzmocnienie towarzysza, ale nadal nie jest to coś, co nagle sprawi, że żywot Pinokia stanie się łatwy, lekki i przyjemny. 

Rozgrywka

8 /10

Lies of P przyciągało uwagę już od pierwszych materiałów promocyjnych, a niepokojąca atmosfera i świat łączący w sobie elementy baśni, mroku i steampunku, robił świetne wrażenie. W pełnej wersji wypada to jeszcze lepiej – wysoki poziom utrzymany jest przez cały czas trwania zabawy, a do tego twórcy zadbali o ogromne zróżnicowanie pod każdym względem. Zwiedzimy nie tylko ulice Krat, ale też między innymi wnętrze fabryki, podziemne tunele czy wioski rodem z horrorów.  Jeszcze lepiej wypadają bossowie. Nie tylko jest ich mnóstwo, ale też są szalenie różnorodni! Natrafimy zarówno na marionetki i ludzkich wrogów, jak i gigantyczne roboty oraz wielkie, straszne monstra. Projekty oponentów są bardzo kreatywne i w niczym nie ustępują tym, którymi od lat karmi swoich fanów konkurencja z From Software. 
fot. Neowiz
+10 więcej
Wisienką na torcie jest udźwiękowienie. Podczas eksploracji do naszych uszu docierają przede wszystkim dźwięki otoczenia, które świetnie budują klimat, ale już w starciach z największymi z wrogów słyszymy kapitalną muzykę. Utwory towarzyszące pojedynkom z bossami doskonale pasują do wagi takich potyczek i rzeczywiście ma się wrażenie, że walczymy w nich o swoje życie. 

Oprawa

9 /10

Ocena końcowa

8/10


Fabuła

8/10

Rozgrywka

8/10

Oprawa

9/10
Lies of P to moim zdaniem jeden z najlepszych tytułów z gatunku soulslike, za który nie odpowiada From Software, ale zarazem też i jeden z najtrudniejszych. Twórcy z Round8 Studio dostarczyli na rynek prawdziwą perełkę. Musicie jednak wiedzieć, na co się piszecie. Spodziewajcie się trzęsących się dłoni, szybciej bijącego serca i potu lejącego się z czoła.  Plusy: + fantastyczny klimat; + mnóstwo opcji rozwoju bohatera; + wymagająca rozgrywka; + świetne projekty lokacji i przeciwników; + grafika oraz udźwiękowienie. Minusy: - miejscami BARDZO nierówny poziom trudności; - dla niektórych może okazać się zbyt podobna do Bloodborne.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj