W tę gorzką egzystencję wkracza Laura – młodziutka uciekinierka z tajnego ośrodka badawczego, w którym przeprowadzano eksperymenty z genami mutacji. Na Logana niespodziewanie spada odpowiedzialność za dziewczynkę, która posiada niepokojąco znajomy zestaw zdolności: wysuwane szpony i błyskawiczną regenerację. Po piętach depczą im przedstawiciele korporacji, na czele z dowódcą najemników Pierce’em i naukowcem Zanderem Rice’em. Wolverine, najpopularniejszy mutant Marvela, nie miał do tej pory szczęścia do solowych filmów. Pierwszy – X-Men Origins: Wolverine (2009) w reżyserii Gavina Hooda – został świetnie obsadzony i miał swoje bardzo udane momenty, jednak w ostatecznym rozrachunku został boleśnie zepsuty, a symbolem jego porażki stał się pozbawiony głosu Deadpool. Później za sterami zasiadł James Mangold i dostarczył film zatytułowany po prostu The Wolverine (2013). Jako punkt wyjściowy scenarzyści wzięli słynny komiks Franka Millera opowiadający o japońskim epizodzie z życia bohatera, ale później zmienili kierunek i ambitną opowieść o honorze przerobili na fabułę słabo zapadającą w pamięć. Właśnie dlatego, kiedy Mangold po raz drugi zabrał się za reżyserowanie, tym razem odwołując się do innej kultowej fabuły – Old Man Logan – fani byli pełni obaw, chociaż zwiastuny prezentowały się obiecująco. Mogę jednak wszystkich uspokoić: Wolverine wreszcie doczekał się filmu na miarę tego, co sobą reprezentuje. Szkoda tylko, że to – przynajmniej według aktualnych deklaracji – ostatni film Hugh Jackman w tej roli i ostatni film Patrick Stewart w roli profesora Xaviera. Aktorsko jest fenomenalnie. Obaj panowie dają z siebie wszystko, dosłownie wyżymają emocjonalnie swoich bohaterów. Także debiutująca na dużym ekranie Dafne Keen jako Laura (czyli X-23) została idealnie dobrana do roli. Jest jak dzikie zwierzątko – spięta, czujna, nieufna – ale gdy emocje zostają wyzwolone, gra bez zahamowań. Nie przypominam sobie, żeby od czasu Jeana Reno i Natalie Portman pojawił się podobny duet jak teraz Jackman i Keen. Reszta obsady też staje na wysokości zadania, z jednym zastrzeżeniem: Richard E. Grant dostał rolę zdecydowanie poniżej swoich możliwości. Kategoria wiekowa R niosła ze sobą finansowe ryzyko, jednak Deadpool skutecznie przetarł szlaki swojemu koledze, udowadniając producentom, że pokolenia dorosłych wychowane na komiksach potrzebują kina superbohaterskiego, które nie będzie cały czas ugrzeczniane pod młodszego widza. W przypadku Wolverine’a – bohatera, za którym zawsze ciągnął się szlak wypatroszonych, pozbawionych kończyn trupów – kategoria PG-13 była jak stępienie mu szponów. Niedorzeczność takiego działania była chyba najbardziej widoczna w X-Men: Apocalypse, gdzie Logan przedzierający się przez rzesze uzbrojonych wrogów zostawiał za sobą sterylnie czyste korytarze. Zmiana podejścia była niezbędna i aby zrealizować nowy film tak, jak widzieli go Mangold i Jackman, ten ostatni poświęcił dużą część swojej gaży. Ostatecznie postawili na swoim. I całe szczęście, ponieważ „erka” była właśnie tym, czego całość potrzebowała, aby wskoczyć na właściwy tor. Film jest dosadny, krwawy i brutalny, dzięki czemu chwile wolne od przemocy – kiedy reżyser pokazuje, za czym tęsknią bohaterowie, jaka jest alternatywa dla ich obecnego życia – przemawiają tym mocniej. Jednak największa różnica między Loganem, a pozostałymi filmami z serii X-Men (i dużą częścią kina superbohaterskiego w ogóle) tkwi w podejściu do postaci. Ukazując homo superior, dotychczas skupiano się na tym drugim członie – nawet gdy mutanci cierpieli i przeżywali dylematy moralne, w odbiorze widza pozostawali nadludźmi, żyli niejako w bańce poza światem zwyczajnych ludzi. Mangoldowi udało się uczłowieczyć bohaterów, urealnić ich dramaty, a wyidealizowany obraz bezpośrednio skonfrontował ze swoim podejściem w scenach, w których Logan komentuje treść należącego do Laury komiksu X-Men. ‍Logan w pewnym sensie odcina się od superbohaterskiej konwencji, ale równocześnie wpisuje się w inne tradycje kina gatunkowego. Punktów odniesienia znajdzie się sporo. W efekcie to, co jest najmocniejszym punktem filmu, staje się równocześnie jego największą słabością, ponieważ po wyjściu z jednej konwencji, Logan wpada w utarte koleiny drugiej i w większości rozwiązań fabularnych staje się mocno przewidywalny. Gdy świadomy widz już wyczuje, na jakim gruncie się znalazł, jest w stanie odgadnąć, jak potoczy się los poszczególnych postaci i w którym momencie wypalą kolejne strzelby Czechowa. To, co zaskoczyłoby w filmie superbohaterskim, tutaj jest po prostu naturalną konsekwencją wyboru stylistyki. Nie zmienia to jednak faktu, że dzięki intensywnym kreacjom Jackmana, Stewarta i Keen dostajemy opowieść, przy której emocji nie zabraknie i niejednemu widzowi łza zakręci się w oku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj