W czasach, gdy telewizje ogólnodostępne ograniczają liczbę seriali komediowych w swoich ramówkach do minimum, na platformie Netflix gatunek ten ma się całkiem dobrze. Master of None i Unbreakable Kimmy Schmidt zostały docenione przez widzów i krytyków, a Love podąża ich ścieżką. Komedia Judda Apatowa jest świetnie zagrana, inteligentnie napisana, a jednocześnie nie jest łagodną, wesołą i przepełnioną szczęściem historią miłosną - wprost przeciwnie. Dwa odcinki, które miałem okazję obejrzeć, zawierają co prawda kilka zabawnych elementów, ale nie są to żarty i gagi, które doprowadzają do łez. Dużo ważniejsza jest historia bohaterów, którzy mają ze sobą o wiele więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać na początku. Pilotowy odcinek (podobno najsłabszy z całego sezonu) mozolnie wprowadza widza w świat głównych bohaterów – Gusa (Paul Rust) i Mickey (Gillian Jacobs). Są to z pozoru dwie odrębne historie, które jednak posiadają wspólny mianownik: postacie tkwią w nieszczęśliwych związkach, które chylą się ku upadkowi. Pilot wprowadza też bohaterów drugoplanowych, a także przedstawia codziennie życie Gusa i Mickey aż do ich pierwszego, bardzo nietypowego spotkania. W Love nie wszystko idzie jednak tak, jak w klasycznych komediach romantycznych. Nawet jeśli bohaterowie spędzają ze sobą niemal cały dzień (drugi odcinek), to i tak można odnieść wrażenie, że ich relacja jest bardzo nietypowa i wcale nie prowadzi do szczęśliwego końca.

No url

Gus i Mickey to postacie zagubione, mające sporo problemów, ale jednocześnie bardzo autentyczne. W dwóch premierowych odcinkach dopiero poznajemy, jakimi są ludźmi, jak zachowują się w określonych sytuacjach, dowiadujemy się, w czym są najlepsi i czego nienawidzą. Jedną z podstawowych wad seriali komediowych są płaskie, źle napisane postacie głównych bohaterów, a aktorzy nie potrafią wyciągnąć z nich nic wartościowego. W Love jest inaczej. Paul Rust i Gillian Jacobs robią kawał świetnej roboty, tworząc postacie naturalne i zwyczajne, ale również posiadające sporo uroku. Siłą Love jest też swoboda twórców w kreowaniu całej historii. Pilotowy odcinek trwa 40 minut i kończy się zaledwie (!) pierwszym spotkaniem głównych bohaterów. Kolejne trwają różnie, od 25 do 35 minut, w zależności od potrzeb i wymagań scenarzystów. Dzięki temu Love wydaje się być serialem kompletnym, tworzonym zgodnie z planem Judda Apatowa i jego współpracowników. Historia nie musi być dopasowywana pod przerwy reklamowe, a kolejne odcinki nie kończą się wielkimi cliffhangerami. Nie brakuje też sporej liczby przekleństw i scen rozbieranych, ale nie są one w żaden sposób przesadzone i wymuszone, a co ważne, pasują do kontekstu całej historii. ‎Love to komedia, która wykracza poza swój gatunek. W produkcji Netflixa można odnaleźć ciekawą i zgrabnie napisaną historię o czymś, o czym powstała już masa filmów i seriali. Judd Apatow i scenarzyści podjęli się jednak niełatwego zadania opowiedzenia miłosnej historii inaczej, niż miało to miejsce dotychczas. Czy im się to udało? O tym przekonacie się z recenzji całego pierwszego sezonu, która na naszych łamach pojawi się za jakiś czas. Dwa premierowe odcinki udowadniają jednak, że jest to kolejny serial Netflixa, na który warto poświęcić kilka godzin z naszego życia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj