Love: sezon 1, odcinek 1 i 2 – recenzja
Love to kolejny serial komediowy Netflixa potwierdzający, że gatunek ten o wiele lepiej radzi sobie w kablówkach i platformach internetowych niż w telewizji ogólnodostępnej. Pytanie tylko, ile w nim komedii, a ile klasycznej i łatwej w odbiorze obyczajówki.
Love to kolejny serial komediowy Netflixa potwierdzający, że gatunek ten o wiele lepiej radzi sobie w kablówkach i platformach internetowych niż w telewizji ogólnodostępnej. Pytanie tylko, ile w nim komedii, a ile klasycznej i łatwej w odbiorze obyczajówki.
W czasach, gdy telewizje ogólnodostępne ograniczają liczbę seriali komediowych w swoich ramówkach do minimum, na platformie Netflix gatunek ten ma się całkiem dobrze. Master of None i Unbreakable Kimmy Schmidt zostały docenione przez widzów i krytyków, a Love podąża ich ścieżką. Komedia Judda Apatowa jest świetnie zagrana, inteligentnie napisana, a jednocześnie nie jest łagodną, wesołą i przepełnioną szczęściem historią miłosną - wprost przeciwnie. Dwa odcinki, które miałem okazję obejrzeć, zawierają co prawda kilka zabawnych elementów, ale nie są to żarty i gagi, które doprowadzają do łez. Dużo ważniejsza jest historia bohaterów, którzy mają ze sobą o wiele więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać na początku.
Pilotowy odcinek (podobno najsłabszy z całego sezonu) mozolnie wprowadza widza w świat głównych bohaterów – Gusa (Paul Rust) i Mickey (Gillian Jacobs). Są to z pozoru dwie odrębne historie, które jednak posiadają wspólny mianownik: postacie tkwią w nieszczęśliwych związkach, które chylą się ku upadkowi. Pilot wprowadza też bohaterów drugoplanowych, a także przedstawia codziennie życie Gusa i Mickey aż do ich pierwszego, bardzo nietypowego spotkania. W Love nie wszystko idzie jednak tak, jak w klasycznych komediach romantycznych. Nawet jeśli bohaterowie spędzają ze sobą niemal cały dzień (drugi odcinek), to i tak można odnieść wrażenie, że ich relacja jest bardzo nietypowa i wcale nie prowadzi do szczęśliwego końca.
Gus i Mickey to postacie zagubione, mające sporo problemów, ale jednocześnie bardzo autentyczne. W dwóch premierowych odcinkach dopiero poznajemy, jakimi są ludźmi, jak zachowują się w określonych sytuacjach, dowiadujemy się, w czym są najlepsi i czego nienawidzą. Jedną z podstawowych wad seriali komediowych są płaskie, źle napisane postacie głównych bohaterów, a aktorzy nie potrafią wyciągnąć z nich nic wartościowego. W Love jest inaczej. Paul Rust i Gillian Jacobs robią kawał świetnej roboty, tworząc postacie naturalne i zwyczajne, ale również posiadające sporo uroku.
Siłą Love jest też swoboda twórców w kreowaniu całej historii. Pilotowy odcinek trwa 40 minut i kończy się zaledwie (!) pierwszym spotkaniem głównych bohaterów. Kolejne trwają różnie, od 25 do 35 minut, w zależności od potrzeb i wymagań scenarzystów. Dzięki temu Love wydaje się być serialem kompletnym, tworzonym zgodnie z planem Judda Apatowa i jego współpracowników. Historia nie musi być dopasowywana pod przerwy reklamowe, a kolejne odcinki nie kończą się wielkimi cliffhangerami. Nie brakuje też sporej liczby przekleństw i scen rozbieranych, ale nie są one w żaden sposób przesadzone i wymuszone, a co ważne, pasują do kontekstu całej historii.
Love to komedia, która wykracza poza swój gatunek. W produkcji Netflixa można odnaleźć ciekawą i zgrabnie napisaną historię o czymś, o czym powstała już masa filmów i seriali. Judd Apatow i scenarzyści podjęli się jednak niełatwego zadania opowiedzenia miłosnej historii inaczej, niż miało to miejsce dotychczas. Czy im się to udało? O tym przekonacie się z recenzji całego pierwszego sezonu, która na naszych łamach pojawi się za jakiś czas. Dwa premierowe odcinki udowadniają jednak, że jest to kolejny serial Netflixa, na który warto poświęcić kilka godzin z naszego życia.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat