Czwarty odcinek Lucyfera stawia na interakcje między postaciami. Efekt nie jest zadowalający, ale przynajmniej serial sprawia lepsze wrażenie niż w ostatnio.
Chyba musimy przyzwyczaić się do tego, że w
Lucifer nie znajdziemy ciekawych spraw. W pierwszym sezonie jeszcze te niedostatki się tuszowało, szczególnie gdy trafił się dobry pomysł (jak epizod z księdzem w roli podejrzanego, z którego bohater stroił sobie żarty, a ostatecznie go polubił). Teraz na to nie można liczyć.
Lady Parts jest kolejnym epizodem, który od strony kryminalnego wątku prezentuje się fatalnie. Śledztwo przechodzi standardowe etapy, kwestia morderstwa nikogo nie obchodzi (poza postaciami), a sprawcą okazuje się zupełnie nijaka i beznamiętna osoba. Trudno o pozytywny odbiór tak prymitywnej części scenariusza.
Na szczęście zaczynamy wracać do głównej fabuły, która jest daleka od porywającej, lecz sprawuje się zdecydowanie ciekawiej. Lucyfer ma pewne zobowiązania wobec Boga, jego matka cieszy się wolnością, a przecież w każdej chwili sytuacja może się skomplikować, do czego dochodzi w ostatnich minutach. Mowa tu o wypadku agentki Chloe, które może rozkręcić historię, aczkolwiek poczekajmy z wnioskami na następny odcinek. Jestem przekonany, że łatwo da się odkręcić całą sprawę, choćby przez wytłumaczenie, iż bohaterce nic się nie stało.
Jak sugeruje tytuł odcinka, nie zabrakło babskiej imprezy, w której udział wzięły najważniejsze żeńskie postacie
Lucyfera, oczywiście poza mamą bohatera i córką Chloe. Dobitnie tutaj pokazano, jak słabo prezentuje się plejada charakterów, bo szczerze mówiąc, każda z występujących person w pewnym stopniu straciła na sympatycznej i zajmującej osobowości (o ile ją kiedyś miała). W konsekwencji spotkaniu zabrakło prawdziwej ikry, zabawnych i interesujących rozmów oraz większej swobody. Czuć było sztuczność scen, która wynikała głównie z przeciętnie napisanych dialogów. Mimo wszystko skupienie się na interakcjach między postaciami to zawsze urozmaicenie od nudnych dochodzeń.
Podobne budowanie relacji zostało zaprezentowane w męskim gronie – było krócej i bez sugerowania rodzącej się przyjaźni, więc wyszło to bardziej naturalnie. W pamięci zapada także jedna scena – wyskoczenie mężczyzny z tasakiem na dwójkę bohaterów. Okazało się to dobrze zagrane i w pierwszej chwili sugerowało, że może zacznie dziać się coś godnego uwagi... Na plus
Lady Parts trzeba również zaliczyć parę humorystycznych akcentów, które były śmieszniejsze niż w poprzednich epizodach.
Lucyfer pozostaje na średnim poziomie, nie daje wielkich nadziei na poprawę, ale czy świadczy aż tak złą rozrywkę? Na pewno jest to serial z dużym potencjałem (którego twórcy nie wykorzystują) i wieloma wadami, zasługującymi na napiętnowanie. Wciąż jednak mam nadzieję, że produkcja jeszcze się polepszy i będzie dostarczać większej przyjemności.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h