Jednak na początku trzeba powiedzieć, że odcinki Homewrecker i Quid Pro Ho nie są na tym samym poziomie. Różni je jakość wątku kryminalnego. W dziewiątym epizodzie to kolejna wtórna sprawa, która przez swoją nijakość wyraźną w postaciach i rozwoju akcji nie budzi zainteresowania. W dziesiątym natomiast fabuła Lucifer skupia się na dalszych losach mordercy ojca Chloe. Ponownie okazuje się, że historie związane z prywatnym życiem bohaterów potrafią ciekawić i obchodzić widza. Zresztą rozrywka, jaką zapewnia Quid Pro Ho, jest też bardzo przemyślana. Dostajemy emocjonującą rozprawę w sądzie, konflikty między postaciami, azjatycką mafię i przyjemną, rozluźniającą akcję – nawet trochę absurdalną, ale w końcu to fantastyka. Przy okazji Lucyfer żartuje, wywołując uśmiech, i znowu gra w duecie z Danem. Tę dwójkę o dość różnych charakterach, pozornie nielubiącą się, ogląda się z radością. Do tego twórcy kreują zabawne sytuacje z ich udziałem – przykładem może być reakcja bohatera na wieść o romansie swojej matki. O dziwo, ocieplanie wizerunku byłego męża Chloe nie koliduje z rozwijaniem stosunków Decker z Lucyferem. Przyznaję, nie wierzyłem, iż twórcy zdecydują się związać te postacie ze sobą, a na ten moment wszystko wskazuje na to, że właśnie do tego dążą. Na razie miłosny wątek tych dwojga wcale nie razi. Przyjmuje się go zupełnie naturalnie, co wcześniej nie było takie pewne. Sukces tkwi w tym, że odcinki nie są koncentrują się w zbyt dużym stopniu na romantycznych kwestiach. Ponadto zostały one wcześniej zapowiedziane, dlatego zaskakuje, oczywiście pozytywnie, tylko fakt konsekwencji scenarzystów. Wiodący wątek wcale nie wypada najlepiej, jednak zaczyna się coś w nim dziać, co daje nadzieję na poprawę. Chętnie przyjąłbym nowe nadnaturalne postacie – powtarzam się, ale nie mogę przeżyć potraktowania Uriela, który był najmroczniejszą i najbardziej intrygująca sylwetką w serialu od czasów... Lucyfera z pierwszego sezonu. Mimo wszystko akcja podąża w dobrą stronę. Wydawało się, że tracenie mocy przez bohatera przy detektyw Decker to skutek przywiązania do niej, lecz istnieje ważniejszy powód. Jest on przykładem udanego, niespodziewanego zwrotu wydarzeń, po którym przychylnym okiem można patrzeć na pomysły scenarzystów i niecierpliwie wyczekiwać powrotu produkcji po przerwie. Grzeczny Lucyfer dużo traci, stając się jedynie czarującym i zabawnym facetem. Jednak ta zmiana nie dotyczy wszystkich i dobrze było zobaczyć Dana, który pragnąc zemsty, wydaje ułaskawionego przestępcę jego wrogom. Dokonuje tego z pomocą Mazikeen – cieszę, że ta dwójka potrafi wyjść ze swojej mało poważnej roli, przydając komuś cierpienia. Udało się to również w przypadku matki Lucyfera, która w sądzie zaprezentowała się jako przebiegła, inteligentna i niebezpieczna rywalka. Już romans z Danem pokazał ją w innym świetle, co może się podobać oraz było niezłą niespodzianką. Mam wrażenie, że twórcy coraz lepiej balansują między powagą a humorem. Teraz nie tylko śmieszą (jak w scenie wizyty Amenadiela u psycholożki czy przy tekstach Lucyfera), ale również intrygują i zaskakują rozwojem fabuły. To pozytywny prognostyk przed następnymi odcinkami drugiego sezonu, które zobaczymy w przyszłym roku. Jeśli chodzi o oceny epizodów – Homewrecker trochę nudził, jednak przynajmniej bohaterowie nie stali w miejscu, więc zasługuje na 6 w dziesięciostopniowej skali. Quid Pro Ho jako tego lepszego, stawiającego na przyjemną, momentami przerysowaną rozrywkę oceniam na 8.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj