Twórcy Lucifer znowu robią coś w swoim stylu i nie do końca jestem z tego powodu zadowolony. Cały twist z Kainem okazuje się taki zwyczajny, pozostawiający bez satysfakcji i bez wielkiego wpływu fabularnego. Wyjaśnienie, że Bóg wykorzystał Lucyfera, by pokrzyżować plany Kaina, jest rozczarowujące. To takie swoiste niewykorzystanie potencjału, gdzie cel Boga w konflikcie z Lucyferem jest coraz bardziej niejasny i pozbawiony sensu. Coś, co powinno nadać tej historii impetu i rzucić ją na dalsze tory, sprawia, że twórcy mogą pozostać na bezpiecznym gruncie. Niby obsadzenie Chloe w centrum ma sens, ale znowu zaczynam tracić nadzieję, że zostanie to jakoś wykorzystane. Niby mamy nowy duży wątek sezonu, czyli porozumienie Lucyfera z Kainem na temat tego, jak zabić tego drugiego. Jest to jakiś cel, do którego można dążyć. Czemu nie? To jest ten czas, kiedy chyba trzeba w końcu obniżyć oczekiwania wobec fabuły tego serialu. Były przez te sezony przesłanki, że twórcy aspirują do opowiedzenia czegoś więcej, ale w 3. sezonie one praktycznie przestały istnieć. Konflikt z Bogiem czy nawet relacja Lucyfera z panią detektyw to tylko środki do skupienia się na kolejnych sprawach kryminalnych. To tylko wymówka i otoczka tworzenia rozrywki lekkiej i niezobowiązującej. A trochę szkoda, bo choć nie wymagam zmiany konwencji, to fabularnie tutaj jest pole do popisu. A twórcy marnują ten potencjał. Sprawa kryminalna z zabitym surferem jest prosta i przewidywalna. Bardzo szybko można dojść do tego, kto jest winny. To jednak w tym przypadku nie jest to wadą, bo liczy się dojście do celu. A to jest pokazane w typowym stylu Lucyfera: zabawnie, lekko, sympatycznie i przyjemnie. Trudno narzekać na fabularną przeciętność, gdy nadal śledzi się to z uśmiechem i luzem. Takie rozrywki też są ważne w telewizji, a Lucifer wychodzi temu na przeciw w dobrej formie. Jak mało który serial. Istotny wydaje się też wątek Lopez, która zamyka się w sobie po starciu z Pearce'em. To trochę daje jej pola do rozwoju. Wykorzystane jest to w solidny sposób. Na tyle satysfakcjonujący, na ile można oczekiwać. Nie brak oczywiście humoru, którego więcej jest w wątku Amenediela i pani doktor. Samo rozwiązanie w cliffhangerze, gdzie Maz dowiaduje się o kłamstwie, to oczywistość. Mam jednak nadzieję, że twórcy dobrze wykorzystają komediowy potencjał trójkąta i nie będą przesadzać z dramaturgią. Lucifer bawi, rozluźnia i daje rozrywkę, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni. Szkoda, że fabularnie jest to marnowanie sugerowanego potencjału. Może kiedyś twórcy jeszcze nas zaskoczą?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj