Maze powróciła do serialu najwyraźniej na dobre. Powrót miała bardzo udany, a skupienie się głównie na niej wyszło serialowi tylko na dobre, bo też poprzednie epizody nie zachwycały. Zmiana konwencji była więc dobrym pomysłem i oby była częściej stosowana.
Maze jest jedną z ulubionych postaci serialu
Lucyfer. Stanowi świetną przeciwwagę dla narcystycznego głównego bohatera, który nie dostrzega nic, poza samym sobą. Jej twarde stąpanie po ziemi nie bierze się z niczego, musiała dbać o bezpieczeństwo Lucyfera, licząc na to, że ten w końcu zdecyduje się na powrót do piekła, czyli tam, gdzie jest ich miejsce. Postać Maze na przestrzeni wszystkich sezonów przeszła prawdopodobnie największą przemianę w stosunku do reszty bohaterów. Od bezlitosnego demona po kogoś, kto ma w sobie ziarno dobra czy też duszy, bo przecież temu był poświęcony ostatni epizod. Ale po kolei.
Nieobecność Maze w tym sezonie była spowodowana tym, że w pewnym momencie zgubiła swoją tożsamość. Przez Lucyfera czuła, że tkwi w miejscu, a jej obecność na ziemskim padole jest właściwie zbędna. Stąd postanowiła się oddać czemuś, co przynajmniej trochę zaspokoi jej demoniczną naturę – została łowcą głów. Dzięki temu mogła bez ograniczeń robić to, co lubi najbrdziej – obijać mordy facetom. I tak też działała aż nie przyjęła zlecenia na jednego z bardziej nieuchwytnych zabójców ściganego bezskutecznie od dłuższego czasu.
Tyle z fabuły. Sam odcinek, jak wspomniałem na wstępie, dał duży powiew świeżości serialowi. Po raz pierwszy właściwie epizod nie skupiał się całkowicie na Lucyferze. Ba, został zepchnięty do drugoplanowej roli, w czym wyjątkowo było dobrze go widzieć. Bo też trzeba przyznać, że jego postać trochę zaczynała się już wszystkim przejadać, a nie da się ukryć, że właśnie Maze, która stanowiła dla niego świetną przeciwwagę, najbardziej brakowało w tym sezonie. Jej sposób podejścia do wielu problemów (zawsze brutalnie i z podtekstem seksualnym) z reguły bawił. W tym wszystkim jednak gdzieś zatraciła swoją tożsamość, czy też duszę, której jako demon nie mogła przecież posiadać. Ostatni epizod jest próbą pokazania Maze, która mimo egzystencjalnych problemów w końcu doszła do tego, gdzie jest jej miejsce na ziemi i gdzie najbardziej jest potrzebna. Przy tym wszystkim było sporo fajnego, lekkiego humoru, którego tak ostatnio temu serialowi brakowało. Przy okazji udało się zawiązać kolejny, ciekawy wątek, który być może będzie się łączył z główną osią fabuły zarysowaną na ten sezon, czyli mitycznym Sinnermanem.
Twórcy przy okazji tego epizodu dają nadzieję na to, że postać Lucyfera być może zacznie się trochę rozwijać. To widać po niektórych reakcjach na zachowanie Maze. W tych sytuacjach ma się wrażenie, że Lucyfer zaczyna rozumieć, iż każdy z jego otoczenia – tak ludzkiego, jak i tego bardziej „anielskiego”, przechodził swoistą metamorfozę związaną z oderwaniem się od jego wielkiego ego. Przemiana Lucyfera akurat przydałaby się temu serialowi. Nadałaby mu świeżości i sprawiła, że produkcja stałaby się bardziej interesująca, bo kolejny sezon oglądania ciągle tego samego Lucyfera może ją zwyczajnie zabić. A tego byśmy nie chcieli, bo mimo wszystko to jeden z przyjemniejszych seriali w dzisiejszej telewizji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h