Od pilotowego odcinka serial o Ludziach Jutra powiela kolejne schematy i klisze, nie oferując widzom niczego więcej. Jest nudno, przewidywalnie i zupełnie bez emocji. W trzecim odcinku pod tym względem nic się nie zmienia, a ponad czterdzieści minut oglądania płynie jakby w zwolnionym tempie. Może Stephen nam też zatrzymał czas? Moja przygoda z The Tomorrow People najprawdopodobniej się skończyła i Wam też mogę doradzić to samo.

Zupełnie nie rozumiem specyfiki montażu i obróbki wizualnej tego serialu. Kolory są przesycone, kontrast przesadzony, a postacie i lokacje wyglądają tak, jakby były z plastiku. Bardzo źle się na to patrzy, a gdy dodamy do równania koszmarną grę aktorską, całość z trudem daje się oglądać bez narażania oczu bądź głowy na ból. Robbie Amell zupełnie sobie nie radzi. Szkoda, że Stephen nie zabrał go na swoje lekcje aktorstwa, bo jak widać po trzech znakomitych odcinkach Arrow, starszemu Amellowi to się bardzo opłaciło. Robbie z kolei zupełnie nie potrafi udźwignąć ciężaru głównego bohatera i mając w swoim repertuarze jedną minę, najczęściej wzbudza jedynie śmieszność.

W tym wszystkim jest jednak dużo winy scenarzystów. Trudno zagrać postać, która jest tak płaska, sztuczna i jednowymiarowa. Stephen w ogóle nie ma głębi, jest bardzo powierzchowny, a widz nie może nawiązać z nim emocjonalnej więzi. To postać, obok której z łatwością przechodzi się obojętnie, nie kibicuje się jej, nie przeżywa jej losów. To największa porażka The Tomorrow People. Główny bohater, który nie wzbudza emocji, skazuje serial na zapomnienie już na samym starcie. Z pozostałymi jest gorzej. Żadna postać nie porywa, trudno jest identyfikować się z którąkolwiek. Może jedynie Astrid ma potencjał.

[video-browser playlist="634347" suggest=""]

Trzeci odcinek dobitnie pokazuje, że twórcy serialu w ogóle nie mają pomysłu na jego rozwój. Oś fabularna kręci się zupełnie bez celu, nie dążąc do niczego konkretnego. Stephen infiltruje Ultrę, od czasu do czasu odwiedzając podziemie, gdzie ukrywają się Ludzie Jutra, i znajduje jeszcze energię, by pomagać koleżance oraz uczestniczyć w normalnym życiu szkolnym. To już naprawdę wszystko. Super tajna i super niebezpieczna Ultra wygląda tak, jakby składała się z naiwnej bandy dzieciaków, która potrafi jedynie dużo paplać. O tym, jacy są groźni, rzecz jasna. I koniecznie w patetycznych oraz wzniosłych dialogach, co nie jest w sumie takie dziwne, bo w The Tomorrow People co drugi  jest taki.

Choć twórcy próbują zainteresować widza i rozbudzić jego emocje, przedstawiając historię Cary, to także się nie udaje. Miało być dramatycznie, a wyszło sztampowo i nieciekawie. Ot, kolejna, biedna i opuszczona dusza, której skomplikowana sytuacja pozwoliła stać się taką silną i niezależną. Swoim sekretem dzieli się tylko ze Stephenem, mimo że zna go jakieś pięć minut, bo z pewnością łączy ich specjalna więź. To przeznaczenie. John nie będzie zachwycony, ale my dostaniemy przeuroczy trójkąt miłosny. Zapewne ma to nas poruszyć. Cóż, nie porusza.

The Tomorrow People to serial, który jest ogromnym rozczarowaniem. Pomysł był naprawdę dobry, szkoda tylko, że realizacja poległa na całej linii. Nie potrafię znaleźć nawet jednego elementu, który byłby w stanie naprawdę zaciekawić i zatrzymać widza przy produkcji CW. Pellegrino całego serialu nie pociągnie, w szczególności że jego Jedikiah na razie tylko dużo gada. Zamiast śledzić losy Stephena, lepiej już odkurzyć coś starego i wziąć się za nadrabianie, a tęsknotę za superbohaterami wypełnić oglądaniem innego Amella. Nie trzeba nawet zmieniać stacji.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj