Madam Secretary wszyscy opisują za pomocą dwóch określeń: "element potencjalnej kampanii wyborczej Hillary Clinton" oraz "nowa "»Żona idealna«". Po obejrzeniu 1. odcinka możemy w końcu zweryfikować postawione przed premierą hipotezy. Odpowiedzi brzmią odpowiednio: "przynajmniej nieoficjalnie" i "jeszcze nie teraz".
Nowa produkcja CBS pokazuje, jak może wyglądać kraj rządzony - przynajmniej w pewnym zakresie - przez kobietę. Szybko okazuje się, że oczywiście znacznie lepiej, niż gdyby na stanowisku sekretarza stanu zasiadł jakikolwiek mężczyzna. Co prawda nie posunąłbym się tak daleko, by nazwać Madam Secretary feministyczną agitką, ale szeroko rozumiana "kobiecość" mniej lub bardziej subtelnie podkreślana jest tu na każdym kroku. Gdy w premierze tegorocznego sezonu w Żony idealnej Diane mimochodem zasugerowała Alicii, że "ich kancelaria może być największą tego typu firmą prowadzoną przez kobiety", było to prawdopodobnie największe zwrócenie uwagi na tę kwestię w historii serialu. Dramat prawniczy z Julianną Margulies o sile kobiet zwykle mówi niemalże podprogowo, pokazuje wręcz wyidealizowaną rzeczywistość, w której dyskryminacja płciowa nie istnieje, a każda kobieta może liczyć na wielką karierę bez specjalnej walki o swoje prawa. Premierowy odcinek Madam Secretary zwiastuje natomiast, że serial ten pójdzie w zupełnie drugą stronę i będzie nam stale przypominać o wyjątkowości sytuacji głównej bohaterki.
[video-browser playlist="633266" suggest=""]
Elizabeth Faulkner McCord tytułową pozycję zdobywa niespodziewanie – po tym, jak w katastrofie lotniczej ginie dotychczasowy sekretarz stanu, o jego zastąpienie prosi ją sam prezydent. Bohaterka, w którą wciela się Téa Leoni, to bowiem polityk idealny. Inteligentna, świetnie wykształcona, ma wspaniałą rodzinę i zapewniającą prestiż pracę, a przy tym – co najważniejsze – nigdy politykiem zostać nie chciała. Prezydent Stanów Zjednoczonych więc w myśl zasady "ci najbardziej nadający się do sprawowania władzy nigdy jej nie pragną" stawia na McCord, a serialowa karuzela się rozkręca.
Szybko okazuje się, że bohaterka bezproblemowo radzi sobie ze sprawami polityki zagranicznej, natomiast z samym sprawowaniem urzędu – już niekoniecznie. Pilotowy odcinek pokazuje, że McCord doskonale orientuje się w sytuacji na Bliskim Wschodzie, a dzięki znajomościom udaje się jej nawet zażegnać potencjalny kryzys. To, nad czym będzie musiała popracować, to kreowanie swojego wizerunku, w czym pomoże jej na przykład proponowana przez szefa sztabu stylistka. Bohaterka Leoni do świata prawdziwej polityki nie jest przystosowana – dla niej liczą się przede wszystkim ideały i czynienie szeroko pojętego dobra, czyli rzeczy, które nie zawsze u innych stoją na pierwszym miejscu.
[video-browser playlist="633214" suggest=""]
Choć dialogom brakuje charakterystycznego dla produkcji Aarona Sorkina rytmu i dynamiki, nietrudno w Madam Secretary dostrzec odświeżonego Prezydenckiego pokera, a w Elizabeth McCord – żeńskiej wersji Jeda Bartleta. Co prawda jeszcze nie przyporządkowano sekretarz ani prezydenta do żadnej partii, ale w pilocie czuć tę samą utopijną i liberalną wersję świata polityki, w której każdy chce zmieniać świat na lepszy. Model leciwego już Prezydenckiego pokera postanowiono jednak wzbogacić o elementy konspiracji rodem ze Skandalu, House of Cards czy Gry o tron. Szybko okazuje się, że wypadek, w którym zginął poprzedni sekretarz, wcale nie był przypadkowy, w efekcie McCord pójdzie w ślady Neda Starka i zacznie prowadzić śledztwo w sprawie śmierci swojego Jona Arryna. W przeciwieństwie jednak do postaci z serialu HBO Téa Leoni może spać spokojnie – jest nie tylko tytułową bohaterką (co właściwie czyni ją niezniszczalną aż do finału serialu), ale tworzy także najciekawszą kreację z całej obsady.
Czytaj również: "Żona idealna": sezon 6, odcinek 1 - recenzja
Poza samą postacią Elizabeth McCord w Madam Secretary niestety nic szczególnie wartego uwagi nie ma. Pomysł na spisek do oryginalnych nie należy, a i sprawa, którą musiała w odcinku rozwiązać sekretarz, swoją wagą i stopniem skomplikowania nie rzuca na kolana. Pozostaje jedynie liczyć, że wraz z rozwojem fabuły i samych bohaterów serial znacznie zyska na jakości, podobnie jak przed laty było z Żony idealną. Lepszego wzoru CBS dać twórcom Madam Secretary nie mogło.