Madam Secretary” powraca na sprawdzone tory, na których polityka jest najważniejsza. Nie zabrakło oczywiście wstawek rodzinnych i lekkiego zabarwienia humorystycznego, jednak w porównaniu z poprzednim odcinkiem nie jest ich aż tak wiele, a szkoda. W „Chains of Command” przed Elizabeth stoi trudne zadanie. Musi wymierzyć sprawiedliwość zagranicznemu dyplomacie, który w swoim domu więzi kobietę. Sprawa oczywiście jest skomplikowana do granic możliwości, gdyż wspomniany człowiek jest obywatelem ważnego dla Stanów Zjednoczonych kraju. Sekretarz Stanu musi się więc dwoić i troić, by móc wykonać jakikolwiek ruch. Nie ma o czym opowiadać, zastosowano bowiem wszystkie triki i wzory, które znamy z poprzednich odcinków. Trzeba przyznać, że choć dzieje się dużo, nie jest to wątek zbyt ciekawy - brakuje mu czegoś, co wyróżniłoby go spośród tych wszystkich spraw tygodnia. Ot, zwyczajna bieganina, uderzanie głową w mur, krok do przodu, krok do tyłu, lekki przełom i tak w kółko. Trochę nużące, trochę męczące. Całe szczęście pojawienie się księcia Yousifa ratuje polityczną część odcinka i pokazuje ludzką twarz Elizabeth, oto bowiem bohaterka spotyka swojego przyjaciela ze szkolnych lat i może sobie pozwolić na spuszczenie trochę z oficjalnego tonu. Wielka tragedia zaś, związana z postacią Yousifa, sprawia, że Sekretarz musi po raz kolejny stanąć przed konfliktem, w jakim znajdują się jej życie zawodowe i prywatne.

Dużo ciekawiej niż polityczne zmagania wyglądają rodzinne problemy państwa McCord. Wizyta ojca Henry’ego przynosi ze sobą sporo kłótni i dramatów, a widz może się przekonać, że nawet Sekretarz Stanu ma irytującego teścia, któremu stara się bezskutecznie przypodobać. Całość podana ze smakiem i w bardzo realistycznej wersji. Podejrzewam, że niejeden widz przeżywa podobne koszmary, kiedy z wizytą wpada rodzina. Na najbardziej irytującą postać w serialu wysuwa się bezkonkurencyjnie Stevie, która swoim niezdecydowaniem i zmiennością w uczuciach jest po prostu męcząca. W wieku 20 lat powinna mieć już trochę poukładane w głowie, a nie zachowywać się jak rozpieszczona 10-latka. Najpierw nienawidzi matki za to, że wykonywała swoją pracę, teraz nienawidzi dziadka, bo nie załatwił jej pracy i ją okłamał, a do tego kocha matkę, bo ta robi, co do niej należy? Zupełnie nielogiczne i zupełnie niepotrzebne. Ciekawym posunięciem twórców jest rozwinięcie wątku Nadine i jej życia uczuciowego. Choć nie zaczyna się on zbyt fortunnie, bo nikt o zdrowych zmysłach nie robi takiego szumu o długopis, to jednak kończy się całkiem przyjemnie. Można nawet powiedzieć, że uroczo. Mimo wszystko jednak to nie było złote pióro z grawerunkiem, a zwykły pisak. Kto wpadł na taki głupkowaty pomysł? Przecież dorosła kobieta powinna wiedzieć, że NASA ma takich wiele, prawda? Na koniec jeszcze ciekawostka. Nie wiem, czy zauważyliście, ale w „Madam Secretary” nie istnieje taki przedmiot jak wieszak na płaszcze. W „Chains of Command” Elizabeth zdejmuje kurtkę w swoim biurze, rzuca ją na krzesło, a następnie, jak gdyby nigdy nic, siada na nim i zaczyna pracować. Domyślam się, że musi być niewygodnie. W domu natomiast rozbiera się, po prostu rzuca płaszcz na krzesło i idzie dalej. Ot, taka drobnostka, żeby jednak serial nie był za bardzo podobny do rzeczywistości. Czytaj również: „Scorpion”, „Madam Secretary” i „NCIS: New Orleans” z kolejnymi sezonami „Chains of Command” nie jest odcinkiem wybitnym, nie wyróżnia się za bardzo na tle całości, a momentami wręcz zlewa się z innymi w jedno. Nie znaczy to jednak, że nie ogląda się go dobrze. Kilka żartów rzuconych przez Elizabeth, kilka dramatycznych zwrotów akcji i ogólna, niezbyt męcząca fabuła sprawiają, że spokojnie można spędzić te kilkadziesiąt minut przed ekranem bez wysiłku, a nawet czerpać z nich przyjemność.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj