Magiczne wakacje to film zaskakująco staromodny w formie i treści. Twórcy starają się odtworzyć klimat familijnego kina z lat 80. i 90., w których - jak dobrze wiecie - nie raz mieliśmy pozycje osadzone na letnim obozie. Tym razem postawiono na obóz magii, która w tym przypadku nie jest bynajmniej Hogwartem w wersji okrojonej, ale bardziej oparty jest na nauce bycia rzeczywistym iluzjonistą. Takie podejście i taki koncept fabularny brzmi znajomo, bo łatwo skojarzyć wiele różnych wariacji tematu, a szybko zdamy sobie sprawę, że to jest coś, co wywoła mieszane odczucia wielu odbiorców. Nasuwa się wniosek po seansie: takich filmów już się nie kręci. Magic Camp przeleżał na półce dwa lata i miał pierwotnie być w kinach. Podczas seansu dostrzeżemy, że dosłownie każdy element tej historii jest oparty na ogranych schematach, motywach i wykorzystaniu wszelkiego rodzaju klisz. Nie ma tu kompletnie niczego oryginalnego. Przez cały film mamy wrażenie deja vu - to wszystko już było w zbyt wielu filmach i serialach, aby poczuć, że oglądamy jakieś nowe pomysły czy świeże podejście. Twórcy całkowicie opierają się na czymś znanym i już wcześniej wykorzystanym, ale też do końca trudno mi powiedzieć, że robią to źle. Świadomie operują tymi narzędziami, tworząc sprawnie odmierzoną familijną produkcję, w której elementy układanki są na swoim miejscu. Czuć wtórność, ale gdy spojrzymy przez pryzmat filmu dla całej rodziny, jest to całkiem przyjemnie sprzedane.  Zwłaszcza że Magic Camp naprawdę stara się iść z duchem gatunku z dawnych lat. Mamy więc przesłanie i morał w postaci bohatera o imieniu Troy, który stracił ojca. Dlatego też twórcy w prosty, ale czytelny i zrozumiały dla widza w każdym wieku sposób poruszają wątek żałoby. Jak poradzić sobie ze śmiercią najbliższej osoby? Historia Troya staje się sercem Magic Camp, a jego dojrzewanie do zrozumienia podstawowych prawd życiowych i tego, co jest dla niego ważne, pozwala odkryć jego prawdziwy potencjał. Mądrze i sprawnie ukazany morał to podstawa kina dla całej rodziny, a nawet w tak schematycznym filmie sztuką jest operowanie emocjami w kulminacji w taki sposób, by to zadziałało. Trafia w punkt zaskakująco udanie. Adam Devine i Gillian Jacobs grają główne role dorosłych magików. To oni są tutaj najbardziej charakterystyczni, choć ich wątki są czasem zbyt mocno wpisane w normy gatunku. Z jednej strony to problem, bo nie pozwala stworzyć postaci, które byłyby jakieś, to po prostu stereotypy. Z drugiej strony w przypadku często zbyt szarżującego DeVine, taki scenariusz pozwala go okiełznać i sprawić, że będzie sympatyczny. Po prostu. Ci wszyscy bohaterowie, niezależnie od wieku są mili, ciepli i uroczy, a nawet, gdy mamy chłopaka dręczącego jednego z bohaterów, koniec końców nawet z tej historii płynie dodatkowy morał. Czasem jest to wszystko zbyt uproszczone, pozbawione charakteru, ale wpisuje się w to, jaka jest ta historia. Magic Camp nie jest złym filmem, bo jak na kino familijne dostępne na VOD to rzecz solidna. Nic więcej, bo dostajemy coś, co znamy aż za bardzo, więc jeśli możecie przymknąć oko, jest miło, ciepło i przyjemnie. Tylko że przez wtórność, braki scenariuszowe, schematyczność i mało charakterystyczne postacie, szybko o tym zapomnijmy. Jest czasem zabawnie, a humor pozwala pośmiać się i odprężyć, więc w tym równaniu to się sprawdza. Ot, taki sympatyczny przeciętniak.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj