Pierwszy epizod rozpoczyna się krótko po wydarzeniach z finału poprzedniego sezonu. W ekspresowym tempie dostajemy wyjaśnienie cliffhangera, które nie jest w pełni satysfakcjonujące. Jednakże pośpiech sprawdza się w tej sytuacji, bo bez niepotrzebnych przedłużeń przechodzimy do budowania fundamentów na całą serię. Dużą rolę odgrywają tutaj relacje między bohaterami, które napędzają oba odcinki. To dopiero za tym elementem rozwijana jest fabuła. Całość została w umiejętny sposób połączona i widać, że twórcy wyciągnęli wnioski z błędów popełnionych w pierwszym sezonie, ponieważ tutaj starają się je całkowicie wyeliminować. Już od pierwszych chwil Knight of Crowns da się wyczuć poważniejszy ton opowieści. Objawia się on we wszystkich elementach, czy to w scenariuszu, czy w grze aktorskiej, czy chociażby w scenografiach, które stały się mroczniejsze i przygnębiające. Oczywiście nie jest tak przez cały czas i luźne oraz beztroskie sceny również się pojawiają, ale ich liczba jest zdecydowanie mniejsza w tym sezonie. Jest to trafne zagranie, ponieważ i sam motyw przewodni jest poważniejszy, i ma też większą skalę, więc klimat pierwszej serii nie pasowałby tutaj zbyt dobrze. Fabuła podzielona została na dwie płaszczyzny, które przenikają się w pewnych momentach, a z czasem zapewne będą ściśle ze sobą powiązane. Pierwsza z nich to główni bohaterowie starający się znaleźć sposób na zabicie Bestii po porażce z ostatniego odcinka pierwszego sezonu. Druga to Julia współpracująca z Bestią, by osiągnąć swój cel. Obie historie są rozwijane w ciekawy sposób i widać, że jest to przemyślane i dopracowane ze szczegółami, czego często brakowało w ubiegłej serii. Quentin, Alice, Penny, Eliot i Margo szukają nowej broni lub zaklęcia, które Alice będzie mogła wykorzystać przeciwko Bestii. W międzyczasie odkrywają, że cała magia jest zagrożona. Ich misja staje się ważniejsza i nie chodzi w niej tylko o egoistyczną zemstę. Julia zawarła umowę z Martinem, na mocy której ten pomoże jej zabić boga. Ich relacja jest prowadzona w ciekawy sposób i przykuwa uwagę. Istnieje tutaj spory potencjał na coś jeszcze lepszego, o ile twórcy obiorą właściwy kierunek w kolejnych epizodach. Gołym okiem da się również dostrzec zwiększony budżet produkcji. Przez te dwa odcinki dostajemy sporo nowych zaklęć, które prezentują się bardzo dobrze od strony wizualnej. Także scenografie, w których wykorzystywane są efekty specjalne wyglądają dużo lepiej niż w pierwszym sezonie. Poprawa na technicznej płaszczyźnie cieszy oko podczas seansu i umila go. The Magicians powracając z drugą serią przynosi wiele pozytywnych zaskoczeń. Twórcy przeanalizowali błędy popełnione w ubiegłej serii, by tym razem dostarczyć bardziej dopracowany produkt. Oczywiście zdarzają się jeszcze miejscami pewne potknięcia, ale nie są one tak rażące. Poprawa nastąpiła również w samej fabule, która wydaje się być bardziej interesująca i wciągająca. Także aktorzy prezentują się na ekranie znacznie lepiej, oferując coś więcej niż kurczowe trzymanie się wytycznych ze scenariusza. Wszystkie te elementy składają się na przyzwoitą całość, w której nadal drzemie spory potencjał na dalszy rozwój. Miejmy nadzieję, że scenarzyści będą w stanie go wykorzystać w pełni i kolejne odcinki przyniosą coś jeszcze lepszego.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj