Swojska wyprawa zakończona koszmarem
Tyle słowem wstępu. Klimat zbudowany wokół legendy powtarzanej z ust do ust, spisanej na wielu kartach opowieści i wreszcie przekazywanych w niezliczonych opowieściach radiowych i telewizyjnych jest tęgi. A jak było naprawdę? Może właśnie The Dark Pictures: Man of Medan prawdę Ci powie? Historia rozpoczyna się jak każda inna, którą wielokrotnie już wałkowaliśmy w opowieściach pisanych, ilustrowanych czy na ekranach kin i telewizorów. Grupa znajomych, przyjaciół, wreszcie rodzina postanawia spędzić miło czas na łajbie. Z browarami w ręku wybierają się w głąb oceanu, a że mają ze sobą sprzęt do nurkowania i konkretny plan – zbadać jeden z wraków zestrzelonego w trakcie wojny samolotu – to czemu by go nie zrealizować, prawda? Dalej jest również sztampowo, ale nie miałem z tym problemu, bo akcja rozwijała się we właściwym tempie dawkując nam odrobinę adrenaliny ze spokojnymi scenami, w których nawet można pokusić się o próbę poderwania pani kapitan naszej łajby. Czy podryw może okazać się skuteczny? Nie wiem. Nie sprawdzałem drugi raz, choć taką możliwość gra nam daje. Po jej ukończeniu, możemy wybrać dowolny fragment gry i rozegrać go ponownie, lecz wybierając inną ścieżkę wyboru dialogów.Statek śmierci
Zrządzeniem losu bohaterowie znajdują się na okręcie, który w 1947 roku nadał sygnał SOS. W wizji przedstawionej przez Supermassive Games Medan nie zatonął, ale ślad po nim zaginął. Właśnie na okręcie rozpoczyna się walka o przetrwanie, z której można wyjść cało albo i nie. Kto przeżyje, a kto wyzionie ducha na statku i dołączy do martwej załogi? O tym zadecydujemy już sami. Podczas wykonywania określonych czynności, pokonywania sekwencji QTE czy wybierania ścieżek przejścia oraz opcji dialogowych. To od nas zależy, czy cała gromadka ujdzie z życiem, czy też może nikt. Tyle w teorii. W praktyce wiele zależy od przypadkowości. Mnie przy pierwszym przejściu gry w trybie dla jednego gracza, nie przeżyła jedna osoba – to efekt zawalenia sekwencji QTE. Ale były momenty, które mogły przyspieszyć jej śmierć. Strasznie ciężko szło mi podczas fragmentów, w których trzeba było się schować przed niebezpieczeństwem. Wówczas musimy w odpowiednim momencie wciskach odpowiedni przycisk i w ten sposób uspokajać nasze skołatane serca. Nie potrafiłem się zsynchronizować z tym, co na ekranie. Wprowadzenie tych elementów w żaden sposób nie burzy narracji czy tempa rozgrywki, które miejscami jest na wysokich obrotach. W zasadzie przez całą grę – poza początkiem oczywiście – jest ono na wysokich obrotach.Solo czy z przyjaciółmi?
Man of Medan pozwala nam kierować losami nie jednej, lecz wszystkich postaci dostępnych w grze. To doskonały punkt zaczepienia dla kooperacji. Gra oferuje takową w dwóch wariantach: kanapowym dla maksymalnie 5 graczy oraz online, dla dwóch graczy. W tym pierwszym każdy z graczy wybiera jedną postać i rozgrywa nią wybrane sekwencje gry wynikające ze scenariusza. W kooperacji online gracze jednocześnie oglądają tę samą scenę oczami swojej postaci i mogą zachować się różnie, w zależności od sytuacji. Grając online, nie widzimy, jakie decyzje podejmuje nasz kompan, a jedynie mamy informacje, że jakąś decyzje podejmuje. To wzbudza dodatkową adrenalinę, bo nie mamy pewności, czy wybór drugiego gracza jest tym dobrym. Rozgrywka co-op to element, którego zabrakło w Until Dawn. Tutaj postarano się ten błąd naprawić i wyszło to znakomicie. Gra zachęca do dalszej zabawy, nawet po skończeniu gry. Dzięki trybowi kuratora możemy wcielić się w inną postać w danej scenie i spoglądać na wydarzenie jej oczami. Często przedstawione jest to inaczej niż za pierwszym razem, więc jest do czego wracać.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj