Man of Medan – recenzja gry
Data premiery w Polsce: 30 sierpnia 2019Przyjacielska wyprawa w głąb oceanu szybko zamienia się w koszmar, w którym gra idzie o ludzkie życie. Przyglądamy się Man of Medan, pierwszej części The Dark Pictures Anthology, nowej grze twórców Until Dawn.
Przyjacielska wyprawa w głąb oceanu szybko zamienia się w koszmar, w którym gra idzie o ludzkie życie. Przyglądamy się Man of Medan, pierwszej części The Dark Pictures Anthology, nowej grze twórców Until Dawn.
W 1947 roku, konkretnie w czerwcu, statki płynące w pobliżu Malezji otrzymały alfabetem Morse’a nietypową wiadomość, która brzmiała: „Wszyscy oficerowie, w tym kapitan, są martwi, leżą w pomieszczeniu z mapami i na mostku. Przypuszczalnie cała załoga nie żyje”. Kilka minut później statki otrzymały kolejną wiadomość: „Umieram”. Pierwsi na apel odpowiedzieli marynarze z załogi statku handlowego, która po wejściu na pokład ujrzała przerażające obrazy. Dziesiątki martwych ciał, których wyrazy twarzy były powykrzywiane, jakby zastygły w jednej chwili na skutek wielkiego zbiorowego przerażenia. Odkryto również radiooperatora. Także nie żył. Na ciele żadnego z nich nie znaleziono fizycznych obrażeń, które wskazywałyby na jakiś akt przemocy. Tajemnicą więc jest śmierć załogi…
Kapitan statku zdecydował się odholować jednostkę wzywającą pomocy do portu, gdzie miały być przeprowadzone dalsze oględziny. Akcja zakończyła się fiaskiem. Po podpięciu lin holowniczych ze statku zaczął wydobywać się dym, a następnie doszło do eksplozji. Okręt wzywający pomocy poszedł na dno, a wraz z nim tajemnica śmierci załogi.
Teraz za sprawą Supermassive Games „statek śmierci”, jak nazywany jest Ourang Medan, ożywa w nowej aranżacji. Legenda czy nie, warto przyjrzeć się temu, jak twórcy Until Dawn przedstawiają historię okrętu.
Swojska wyprawa zakończona koszmarem
Tyle słowem wstępu. Klimat zbudowany wokół legendy powtarzanej z ust do ust, spisanej na wielu kartach opowieści i wreszcie przekazywanych w niezliczonych opowieściach radiowych i telewizyjnych jest tęgi. A jak było naprawdę? Może właśnie The Dark Pictures: Man of Medan prawdę Ci powie?
Historia rozpoczyna się jak każda inna, którą wielokrotnie już wałkowaliśmy w opowieściach pisanych, ilustrowanych czy na ekranach kin i telewizorów. Grupa znajomych, przyjaciół, wreszcie rodzina postanawia spędzić miło czas na łajbie. Z browarami w ręku wybierają się w głąb oceanu, a że mają ze sobą sprzęt do nurkowania i konkretny plan – zbadać jeden z wraków zestrzelonego w trakcie wojny samolotu – to czemu by go nie zrealizować, prawda?
Dalej jest również sztampowo, ale nie miałem z tym problemu, bo akcja rozwijała się we właściwym tempie dawkując nam odrobinę adrenaliny ze spokojnymi scenami, w których nawet można pokusić się o próbę poderwania pani kapitan naszej łajby. Czy podryw może okazać się skuteczny? Nie wiem. Nie sprawdzałem drugi raz, choć taką możliwość gra nam daje. Po jej ukończeniu, możemy wybrać dowolny fragment gry i rozegrać go ponownie, lecz wybierając inną ścieżkę wyboru dialogów.
Jak to zwykle bywa, sielanka szybko zamienia się w koszmar. W The Dark Pictures: Man of Medan nie ma od tego odstępstwa. Wtedy dopiero zaczyna się właściwa rozgrywka.
Statek śmierci
Zrządzeniem losu bohaterowie znajdują się na okręcie, który w 1947 roku nadał sygnał SOS. W wizji przedstawionej przez Supermassive Games Medan nie zatonął, ale ślad po nim zaginął.
Właśnie na okręcie rozpoczyna się walka o przetrwanie, z której można wyjść cało albo i nie. Kto przeżyje, a kto wyzionie ducha na statku i dołączy do martwej załogi? O tym zadecydujemy już sami. Podczas wykonywania określonych czynności, pokonywania sekwencji QTE czy wybierania ścieżek przejścia oraz opcji dialogowych. To od nas zależy, czy cała gromadka ujdzie z życiem, czy też może nikt.
Tyle w teorii. W praktyce wiele zależy od przypadkowości. Mnie przy pierwszym przejściu gry w trybie dla jednego gracza, nie przeżyła jedna osoba – to efekt zawalenia sekwencji QTE. Ale były momenty, które mogły przyspieszyć jej śmierć. Strasznie ciężko szło mi podczas fragmentów, w których trzeba było się schować przed niebezpieczeństwem. Wówczas musimy w odpowiednim momencie wciskach odpowiedni przycisk i w ten sposób uspokajać nasze skołatane serca. Nie potrafiłem się zsynchronizować z tym, co na ekranie.
Wprowadzenie tych elementów w żaden sposób nie burzy narracji czy tempa rozgrywki, które miejscami jest na wysokich obrotach. W zasadzie przez całą grę – poza początkiem oczywiście – jest ono na wysokich obrotach.
W trakcie gry pracujemy także na utrzymywaniu dobrych relacji z pozostałymi postaciami, które znalazły się w śmiertelnej pułapce. Co jakiś czas na ekranie pojawiają się komunikaty o tym, że to działanie wpłynęło na relację z tą konkretną postacią. W ekranie pauzy możemy sobie zobaczyć, w jaki sposób się to zmieniło.
Gra posiada mnóstwo znajdźek oraz ciekawy element zwany „przeczuciem”. Są to krótkie filmiki, w zasadzie sceny podpowiadające nam, co może się stać. Nie wiemy, czy to się stanie czy nie, ale gra daje nam pewne wskazówki co do konkretnych wydarzeń. Oczywiście te przeczucia są fatalne dla naszych eksploratorów głębin i szczęśliwie mogłem powiedzieć – że żadne z odkrytych moich postaci nie dotknęło.
Solo czy z przyjaciółmi?
Man of Medan pozwala nam kierować losami nie jednej, lecz wszystkich postaci dostępnych w grze. To doskonały punkt zaczepienia dla kooperacji. Gra oferuje takową w dwóch wariantach: kanapowym dla maksymalnie 5 graczy oraz online, dla dwóch graczy.
W tym pierwszym każdy z graczy wybiera jedną postać i rozgrywa nią wybrane sekwencje gry wynikające ze scenariusza. W kooperacji online gracze jednocześnie oglądają tę samą scenę oczami swojej postaci i mogą zachować się różnie, w zależności od sytuacji. Grając online, nie widzimy, jakie decyzje podejmuje nasz kompan, a jedynie mamy informacje, że jakąś decyzje podejmuje. To wzbudza dodatkową adrenalinę, bo nie mamy pewności, czy wybór drugiego gracza jest tym dobrym.
Rozgrywka co-op to element, którego zabrakło w Until Dawn. Tutaj postarano się ten błąd naprawić i wyszło to znakomicie.
Gra zachęca do dalszej zabawy, nawet po skończeniu gry. Dzięki trybowi kuratora możemy wcielić się w inną postać w danej scenie i spoglądać na wydarzenie jej oczami. Często przedstawione jest to inaczej niż za pierwszym razem, więc jest do czego wracać.
The Dark Pictures - Man of Medan w pełni okazało się być tym, czego oczekiwałem po Supermassive Games. Produkcja trzyma poziom Until Dawn zarówno jeśli chodzi o oprawę graficzną, jak i klimat horroru. Nie jest to jednocześnie kopia Until Dawn, a raczej rozwijanie gatunku, wzbogacanie go o nowe treści. Znane nazwiska w grze, ich twarze i głosy, stanowią dodatkowy atut i magnez dla graczy.
The Dark Pictures: Man of Medan to narracyjna historia, na bardzo wysokim poziomie. Strach się bać, co otrzymamy w kolejnych odsłonach The Dark Pictures Anthology. Dosłownie.
Źródło: fot. Bandai Namco
Poznaj recenzenta
Michał CzubakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat