Na polskim rynku nakładem wydawnictwa Egmont ukazała się książka Marvel. Superbohaterki. 65 kobiet, które zmieniły losy wszechświata - pozycja, która bez dwóch zdań pojawia się w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie. Chyba nikogo nie trzeba specjalnie przekonywać, że w ostatnich dniach film Captain Marvel stał się kolejnym przyczynkiem do debaty o sposobie ekspozycji płci żeńskiej w świecie superbohaterów. Tak, tej na tym poletku jest wciąż za mało, a skoro do większej grupy odbiorców przebijają się głównie filmy i seriale, siłą rzeczy możemy dojść do wniosku, że heroin z krwi i kości nam po prostu brakuje. Nowa książka pozwoli jednak polskim czytelnikom zrozumieć, że kobiet w panteonie trykociarzy Marvela jest całe mnóstwo, a ich dokonania czy zasługi w żadnym stopniu nie bledną na tle popisów mężczyzn. Wręcz przeciwnie; 65 kobiet, które zmieniły losy wszechświata z pełną mocą udowadnia, że potencjał superbohaterek Domu Pomysłów jest niezmierzony i wciąż niewykorzystany. Znajdziemy tu takie historie o płci żeńskiej, w których z miejsca zatracimy się bez reszty. Autorką opracowania jest Lorraine Cink, która w żadnym miejscu nie chce silić się na akademickie elaboraty. Już na wstępie dowiadujemy się więc, co jest najjaśniejszym punktem całej książki: fakt, że stworzyła ją osoba, która w opisywanym przez siebie problemie jest bezgranicznie wręcz zakochana. W dodatku potrafi go umiejętnie przetworzyć; los superbohaterek jest starannie przeplatany akcentowaniem inspiracji, które w trakcie lektury mogą odnaleźć czytelniczki. Jak działają kobiety, kiedy odnajdują w sobie największą siłę, wzorce postaw i zachowań. W pierwszej chwili powiesz, że mamy tu do czynienia z oczywistościami, jakąś formą heroicznego elementarza, może nawet nazbyt często utkanego z hurraoptymistycznego podejścia do społecznej roli płci żeńskiej. Każda kolejna strona będzie nam jednak systematycznie uzmysławiać, o co de facto w tej książce chodzi: o to, by coraz liczniejsze grono fanek superbohaterów i superbohaterek znów poczuło się jak marzące dziecko. Nie mam absolutnie żadnego kłopotu z takim podejściem do sprawy, nawet jeśli zrodzi ono ostatecznie kilka problemów: cukierkową wykładnię, cały festiwal krzykliwych określeń dla heroin czy przywoływanie cytatów, które brzmią tu jak wyświechtane do bólu bon moty. Te grzechy możemy Cink koniec końców odpuścić, zważywszy jeszcze na to, że z nadrzędnego celu, zaserwowania nam kompendium wiedzy o superbohaterkach, autorka wywiązała się znakomicie.
Źródło: Egmont
W adnotacji do książki czytamy, że może ona stanowić tak wprowadzenie do świata heroin, jak i uzupełniać naszą Marvelowską biblioteczkę. Struktura opracowania jest przejrzysta: po kolei poznajemy superbohaterki, od ikon pokroju Kapitan Marvel po mniej znane postacie jak Gwenpool. Cink co prawda poszczególne odsłony tekstu opiera przede wszystkim na ciekawostkach, ale w swoim wywodzie chce ukazać ukrytą za każdą z kobiet większą historię. Autorki nie interesują tyle nadludzkie moce, co sam charakter heroin - jak się zrodził, do czego doprowadził. Intrygująco prezentuje się sposób, w jaki w całej książce rozłożone są akcenty; Cink nawet w największych wydarzeniach pragnie wyeksponować psychikę bohaterek. Czasami robi to subtelnie, w innych miejscach zaś daje wyraz swojej fanowskiej fascynacji i podkreśla, co ujęło ją w tej czy innej heroinie. Nieco gorzej jest tam, gdzie pojawiają się wtrącenia w nazbyt uproszczonej formie odwołujące się do psychologicznych mechanizmów. Z punktu widzenia całej lektury wydają się zupełnie zbędne, choć autorce i na tym polu nie można odmówić konsekwencji.
Choć Marvel. Superbohaterki z natury rzeczy najlepiej przyjęte zostaną wśród najmłodszych czytelniczek i czytelników, to jednak tego typu pozycje na naszym rynku są bardziej niż dotychczas potrzebne - tak pod względem tematyki, jak i przeznaczenia. Świat superbohaterów w swojej ekranowej formie rozrasta się nam w błyskawicznym tempie i jeśli chcesz nieustannie trzymać rękę na pulsie w kwestii tego, co w trawie Domu Pomysłów piszczy, musisz sięgać także po podobne opracowania. Takie, które uporządkują naszą wiedzę, pokażą nowe konteksty czy poszerzą horyzonty myślenia o trykociarzach. Nie mogło być lepszego momentu na to, aby tym razem zaakcentować komiksową historię płci żeńskiej. Odbiorcom książki życzę dojścia do stwierdzenia, że znaliśmy ją znacznie słabiej, niż zakładaliśmy - sam ten wniosek może być doprawdy ożywczy i inspirujący.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj