Maryjki to tytuł filmu Darii Woszek prezentowanego na Tofifest 2020 w ramach konkursu polskiego. Główną bohaterką produkcji jest pięćdziesięcioletnia Maria, mieszkanka Nowej Huty. Nieco zahukana i już na pierwszy rzut oka samotna kobieta wiedzie proste życie, pracując w sklepie, a wieczorami zaczytując się w harlequinach. Dodatkowo kolekcjonuje figurki Maryi, z którymi zażywa boskich kąpieli w blasku świec, i podobnie jak matka Jezusa jest dziewicą. Z uwagi na doskwierające objawy menopauzy Maria udaje się do ginekologa, a ten zaleca kurację hormonalną. Plastry sprawiają, że kobieta zaczyna patrzeć na otaczającą rzeczywistość przez pryzmat seksu, a zalewające jej mózg hormony powodują również omamy wzrokowe i słuchowe.   Sam koncept filmu brzmi ciekawie i oryginalnie. Nietuzinkowa bohaterka jest może przedstawiona nieco stereotypowo, lecz jeśli z takiego ujęcia wynikałoby coś zabawnego dla scen czy fabuły, to moglibyśmy na to przymknąć oko. Niestety jednak celu komediowego nie udało się zrealizować. Dialogi nie są zabawne, podobnie zresztą jak przedstawione sytuacje. Jeśli nie komedia, to szansą dla tego filmu mogłaby być właśnie sama poruszona kwestia seksualności kobiety w średnim wieku. Problem jednak w tym, że wspomniany temat nie zostaje satysfakcjonująco rozwinięty. Jedyne, czego się dowiadujemy, to że podczas kuracji hormonalnej Maria ma większy apetyt na seks, a występujące halucynacje mają naturę seksualną. W związku z tym ani nie zagrało tu lekkie, komediowe podejście do tematu, ani nie mamy zgłębienia nurtującej kwestii. Niestety więc po zachęcającym początku jesteśmy rozczarowani. Dostajemy niewiele, a sama fabuła nie jest dość ciekawa i nie ratuje jej nawet kulminacja sugerująca rewizję tożsamości bohaterki. Do końca filmu brniemy więc bez większego zainteresowania. Ogólnie w filmie udali się jednak bohaterowie. Widać, że był na nich pomysł, jak np. na „kowbojskiego” kierownika sklepu czy zafiksowaną na punkcie seksu młodszą ekspedientkę. Grazyna Misiorowska wcielająca się w postać Marii jest świetna w swojej roli. W niektórych scenach bardzo dobrze aktorsko wypada Sylwester Piechura – dzięki niemu można się kilka razy uśmiechnąć podczas seansu. Ciekawe jest też samo skontrastowanie młodej, aktywnej seksualnie Heleny (Helena Sujecka) z ciocią dziewicą. Niestety jednak postać tej dziewczyny ze względu na pewien rodzaj wulgarności bardziej drażni, niż bawi. Filmowe wydarzenia obserwujemy najczęściej w statycznych ujęciach, często z perspektywy teatralnej; w Maryjkach mało jest zbliżeń, a to raczej nie sprzyja nawiązaniu bliskości z bohaterami. Rozumiem, że celem takiego obrazowania było pokazanie bogatego i przemyślanego wizualnie świata, i to się udało, bo scenografia zarówno sklepu, jak i mieszkania jest fantastyczna. Jednak koniec końców świat ten nas nie wciąga - nawet przy użyciu tripowej estetyki. W scenach halucynacji swoją wizualnością niespecjalnie też hipnotyzuje. Samo natomiast umiejscowienie akcji na Nowej Hucie było strzałem w dziesiątkę - bohaterka fantastycznie pasuje do tego tła.   W filmie Maryjki widać włożone starania, odwagę w eksperymentach formalnych. I to oczywiście należy docenić. Niestety efekt końcowy, którym jest sam film, nie jest zachwycający. Maryjki jako czarna komedia rozczarowują, podobnie jako film traktujący o seksualności kobiety w średnim wieku. Ten pomysł zrealizowany w formie etiudy wypadłby świetnie, ale mam wrażenie, że na pełnometrażowy film to trochę za mało. Seans kończymy z poczuciem niedosytu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj