Poprzedni epizod zaostrzył nam apetyty przed finałowymi rozstrzygnięciami drugiego sezonu. Każdy z ważniejszych bohaterów uwikłany był w trudną sytuację i nadchodzące wydarzenia miały stanowić swoisty katharsis. Niestety, w ostatnim epizodzie potencjał ten został, przynajmniej połowicznie, zmarnowany. Wszystko za sprawą wątku, który od samego początku nie działał, jak należy. Dita Galindo opuszcza ziemski padół, a sposób, w jaki do tego dochodzi, pozostawia wiele do życzenia. Niestety, cała intryga związana z planowaniem samobójstwa jest grubymi nićmi szyta. Co gorsza, segmenty z udziałem Dity są diabelnie nudne i generują szkodliwe dla odcinka dłużyzny. Już na początku epizodu bohaterka przyznaje się do zbrodni z przeszłości. Zanim jednak następuje brutalne rozwiązanie wątku, cenne minuty ekranowe marnowane są na powtarzalne rozmowy i monotonne rozważania. Na dodatek sama konkluzja nie przekonuje. Dita żałuje za swoje grzechy i wymyśla sobie, że zabić ją może jedynie Felipe. Nie dość, że motywacja naciągana to jeszcze melodramatyczna. Ten koślawy romantyzm pasuje do fabuły Mayans MC jak pięść do nosa. Poza tym finałowe rozstrzygnięcia są mało wiarygodne. Kto uwierzy w tak wymyślną intrygę starszej pani? Po co były te ucieczki, pokątne spotkania i nieczytelne aluzje? Nie lepiej było od początku postawić sprawę jasno? Twórcy rozwlekli ten wątek do granic możliwości, przez co nie wywołuje emocji tak, jak powinien. Dita dużo lepiej sprawdziłaby się jako twarda zawodniczka walcząca do samego końca o własne życie. Kobieta od wczesnych lat związana z kartelem narkotykowym byłaby zdolna do wielu perfidnych zagrań. Dzięki takiemu rozwiązaniu rywalizacja pomiędzy rodzinami Galindo i Reyes z pewnością nabrałaby rumieńców. A tak, dostajemy starszą panią błagającą trzech mężczyzn o zakończenie jej życia. Najbardziej sugestywnym motywem całego wątku jest z pewnością scena samego morderstwa. Nie bez kozery kazano Ezekielowi odebrać życie w tak bestialski sposób. Bohater przechodzi przemianę, co doskonale koresponduje z kolejnymi ważnymi wydarzeniami odcinka. EZ wreszcie wchodzi do elity Majów. Zasiada przy stole narad i od tej pory będzie miał wpływ na losy klubu. Pierwsze zadanie? Mordercza masakra na urodzinach starszej pani. Kurt Sutter po raz kolejny robi to, co umie najlepiej. Żegna się z widzami, dając im sceny pełne bezkompromisowej przemocy. Pokazuje, że bohaterowie, których polubiliśmy na przestrzeni odcinków, to bardzo źli i bezlitośni ludzie. Mimo że sympatyzujemy z nimi, współczujemy i kibicujemy, musimy pamiętać, że motocykliści potrafią zabijać z zimną krwią. Morderstwo Dity i udział w tej wstrząsającej masakrze, to dla Ezekiela symboliczna utrata niewinności. Znamienne są tutaj słowa Angela, który mówi, iż nigdy nie chciał, żeby jego brat wstąpił do klubu. Zniechęcał go, robił wszystko, żeby EZ trzymał się jak najdalej od Majów. Teraz wiemy dlaczego. Mamy tu do czynienia przecież z czystej krwi przestępcami. Wolta Majów była ciekawym rozwiązaniem, choć przewidywalnym. Szkoda, że w ostatnich sekundach epizodu dostajemy cliffhanger bliźniaczy do tego z końcówki pierwszego sezonu. Wtedy na imprezie Mayans pojawia się członek Synów Anarchii, co sugerowało rychły cross over. Teraz dostajemy trupa Żniwiarza, co wskazuje na podobne rozwiązanie. Synowie Anarchii w drugim sezonie stanowili jedynie pewnego rodzaju smaczek. Teraz nie jest powiedziane, że będzie inaczej. W grę wchodzi zarówno całosezonowa wojna gangów, jak i jednoodcinkowa intryga, w której Majowie zamiotą wszystko pod dywan. Po co kokietować widzów nawiązaniami do kultowego formatu, jeśli można sfinalizować całość czymś, co wzbogaci tożsamość nowego serialu?
fot. FX
Pozostałe wydarzenia stanowią jedynie uzupełnienie dwóch najważniejszych wątków. Miło jest zobaczyć wytrąconego z równowagi i rozdygotanego Pottera, ale nie oszukujmy się – tym razem znajduje się on na drugim planie. Podobnie wielkiej roli nie odgrywają Miguel i Emily. Może to dziwić, ponieważ w poprzednim odcinku twórcy sugerowali pewne problemy w wypełnianiu obowiązków służbowych przez Alvareza. W finale wątek ten praktycznie nie istnieje, a wielka szkoda, bo, być może tchnąłby życie w tę postać. Alvarez w drugim sezonie to kolejny zmarnowany potencjał. Miejmy nadzieję, że były dowódca Majów przebudzi się w kolejnej odsłonie. Co oznacza odejście Kurta Suttera od Mayans MC? W tym momencie trudno powiedzieć. Artysta zrobił wiele dobrego dla marki obu serialów, ale przecież nie jest niezastąpiony. Nowy showrunner mógłby skierować produkcję na ciekawe tory. Potrzebny jednak jest człowiek z wizją, ponieważ format zmaga się z wieloma problemami na poziomie kreatywnym. Drugi sezon był diabelnie nierówny, a opowieść w wielu momentach traciła impet. Niestety, częściej było gorzej niż lepiej. To wielkie wyzwanie na przyszłość, jednak absolutnie nie jest to beznadziejna sprawa. Bądźmy dobrej myśli przed trzecią serią.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj