W pierwszym sezonie Miasteczko Wayward Pines budziło mieszane emocje. Czasami akcja się wydłużała i nudziła, innym razem ciekawiła lub rodziła wątpliwości co do sensowności niektórych zdarzeń.
Głównym bohaterem serialu jest agent specjalny Ethan Burke. Poszukując dwójki zaginionych agentów, ulega wypadkowi, po którym trafia do tytułowego miasteczka. Jego mieszkańcy są tajemniczy i zachowują się podejrzanie, nie pozwalając Ethanowi opuścić Wayward Pines. Nie udaje mu się nawet nawiązać kontaktu ze światem zewnętrznym – w tym zamartwiającą się rodziną. Aby odzyskać wolność, będzie musiał poznać sekrety społeczności i stawić czoło rządzącym miastem.
Serial nie wciąga w równym stopniu przez cały sezon. Miewa różne spadki i zwyżki poziomu w określonych momentach, co jest trochę zaskakujące, biorąc pod uwagę liczbę odcinków (zaledwie dziesięć). Pierwszą serię można podzielić na trzy okresy – najpierw występuje etap, który powinien szczególnie ciekawić. W końcu mamy do czynienia z licznymi sekretami, podejrzanymi postaciami, dziwnym miasteczkiem oraz zagubionym bohaterem. Te elementy, choć nie sposób nazwać je oryginalnymi, powinny składać się na dobry serial. Niestety
Wayward Pines prezentuje się mizernie. Poszczególne charaktery wydają się jednowymiarowe, a widz od razu może stwierdzić, że coś tu nie gra. Oczywiście chciałem poznać, co konkretnie jest nie tak, lecz każdy kolejny schemat i ubogość postaci (pod względem osobowości) powodowały u mnie zniechęcenie.
No url
Na przemian z poczynaniami Ethana ukazywane są wydarzenia związane z jego żoną i synem, pragnącymi go odnaleźć. Twórcy zarysowują relacje w familii agenta, opierające się głównie na kliszach – na szczęście nie zajmują wiele czasu. Mimo to wątek poszukiwań głowy rodziny wypada nużąco, a w połączeniu ze średnio atrakcyjnymi losami Burke'a końcowy efekt jest niezadowalający. Sytuacja diametralnie się zmienia po odkryciu najważniejszych kart (samo odkrycie to etap drugi). Okazuje się, że pomysł na
Miasteczko Wayward Pines może się podobać, choć bardziej wymagający widzowie będą domagali się większych szczegółów i nie doczekają się ich. Serial to luźny thriller z elementami fantastycznymi, w którym sprawy naukowe są zbywane machnięciem ręki. Trzeba po prostu uwierzyć, że przedstawiona wizja ma ręce i nogi.
Ja uwierzyłem, bo i nie oczekiwałem od produkcji dużego realizmu – nastawiłem się na zwykłą rozrywkę, stanowiącą krótki przerywnik w oglądaniu lepszych seriali. Jednak zdarzają się momenty, które wzbudziły we mnie wątpliwości. Niektóre zostały później uzasadnione, inne pozostają plamą na produkcji. W każdym razie cała zagadka jest naprawdę dobra, zdumiewająca i pełne jej zaprezentowanie uważam za najlepszy okres w
Miasteczku Wayward Pines. Wtedy rzeczywiście chciałem wiedzieć, co będzie dalej. Skłamałbym jednak, twierdząc, że parę moich podejrzeń się nie sprawdziło.
Dalszy kierunek fabuły (etap trzeci) mnie usatysfakcjonował. Jego zaleta to postawienie wielu postaci w innym świetle niż dotychczas. Problem jest taki, że im bliżej finału, tym bardziej serial się dłuży. Mam wrażenie, że twórcy powinni bardziej urozmaić scenariusz. Przydałoby się więcej grozy (która tutaj prezentuje się nieco kiczowato i niestrasznie) oraz trzymających w napięciu scen jak na thrillera przystało. Może też odrobina groteskowego humoru i atrakcyjniejszej akcji również rozkręciłaby serial. Twórcy wybrali bezpieczniejsze rozwiązania, dając widzom przeciętny produkt.
Dlatego drugi sezon jest takim zaskoczeniem – serial nie miał wysokiej oglądalności i nawet nie należy do najbardziej cenionych przez krytyków. Do tego tajemnice zostały odkryte, więc czy coś może jeszcze zaskoczyć? Pierwsza seria kończy się niespodziewanym, lecz wcale nienakręcającym na kontynuację cliffhangerem.
Miasteczko Wayward Pines okazało się więc średnim serialem, na który raczej nie warto tracić czasu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h