Rick Riordan nie potrafi opuścić świata, dzięki któremu odniósł międzynarodowy sukces. Choć jego nowej powieści, zatytułowanej Miecz lata, bliżej do poziomu pierwszych książek o Percym Jacksonie niż do Bogów Olimpu, nie zmienia to faktu, że to wszystko… już było.
Rick Riordan wie, że jego czytelnicy jednak się starzeją, dlatego jego nowy bohater ma aż 16 lat i bardzo ciężkie życie, ponieważ doświadczył już śmierci matki i bezdomności. Co więcej, nigdy nie poznał swego ojca, a reszta jego specyficznej rodziny nie interesuje się jego losem. Brzmi strasznie i bardziej kojarzy się z dramatem o młodym człowieku niż serią spod pióra Riordana. Przyznam szczerze, że do końca nie wiem, czy takie doświadczanie młodego Magnusa było dobrym pomysłem. Z jednej strony Riordan starał się pokazać, że życie bezdomnego nie musi być takie straszne; z drugiej ten problem został potraktowany zbyt lekko, tak jakby bezdomność dziecka przypominała bardziej zabawę, niechodzenie do szkoły i jedzenie kebabów. Jednocześnie jest to trochę szokujące, że przez 2 lata nikt nie zainteresował się, co się dzieje z dzieciakiem, któremu zmarł jedyny opiekun.
Jeśli zaś chodzi o samego Magnusa, to nie sposób go nie polubić. Zabawny, ironiczny, spostrzegawczy – nie denerwuje jako główna postać, teoretycznie nie wybija się ponad przeciętność, jednocześnie przekuwając swoje wady na zalety. Niestety oprócz problemów z okazywaniem czułości (co w sumie można zrzucić na wiek) wydaje się nie mieć żadnych urazów po swoim życiu jako bezdomny. Myślę, że ta postać nic by nie straciła, gdyby Riordan odpuścił sobie ten pomysł i pozostawił chłopaka pod opieką jednego z wujków.
Jednak cała powieść nie skupia się jedynie na Magnusie Chasie (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa!). Oprócz niego mamy jego bezdomnych kolegów Heartha i Blitzena, młodą walkirię Samarę i wiele epizodycznych postaci – towarzyszy z Walhalli czy kuzynkę Annabeth. Jednakże każda z tych postaci ma jakąś cechę, która ją wyróżnia, i nie dość, że nie czuje się nadmiaru bohaterów, to również można ich wszystkich odróżnić w zachowaniu. To wielka zaleta i miejmy nadzieję, że Riordan rozwinie te postacie w następnych częściach.
Jeśli chodzi zaś o samą mitologię, to autor odrobił swoją pracę domową. Tak jak we wcześniejszych powieściach - traktuje ją z przymrużeniem oka, nie okłamuje jednak rzeczywistości. Zastanawia mnie tylko, jak chce połączyć tak różne mitologie w jedno. Mam nadzieję, że zostanie to wyjaśnione w późniejszych częściach.
Akcja książki jest świetnie stworzona – nie tylko poboczne wątki kierowały do głównego rozwiązania, ale także pomogła poznać o wiele lepiej zarówno świat nordyckich bogów, jak i naszych „zwyczajnych” bohaterów. Co więcej, poboczne wątki nie wybijają z rytmu, dzięki czemu książkę czyta się bardzo szybko i nie czuć upływu czasu.
The Sword of Summer jest dobrym początkiem serii, choć czytelnicy, którzy nie mieli do czynienia dotychczas ze światem Ricka Riordana, mogą nie wyłapać wszystkich smaczków. Książka jest jednak zabawna, a tytuły rozdziałów to prawdziwy majstersztyk. Może Miecz lata nie jest najlepszą książką dla młodzieży, stanowi jednak doskonałą rozrywkę na jeden-dwa wieczory.