Japońskie gry RPG to często prawdziwe kolosy, które oferują dziesiątki lub nawet setki godzin rozgrywki. Często znajdziemy w nich też rozbudowaną, pełną dobrze napisanych postaci i zwrotów akcji historię, a także mnóstwo mniej lub bardziej skomplikowanych mechanik. Dość powiedzieć, że wiele z systemów rozwoju, takich jak zarządzanie Gambitami z Final Fantasy XII czy Materią w Final Fantasy VII to w zasadzie „gra w grze”. Miitopia pokazuje natomiast, że do tematu jRPG można podejść w zupełnie inny sposób – z dużym luzem, humorem i taki, by całość była przystępna nawet dla kompletnych nowicjuszy.
Jeżeli tytuł wydaje się Wam znajomy, to… macie rację. Nie jest to bowiem rzecz zupełnie nowa, a kolejny odrestaurowany przez Nintendo klasyk – tym razem sprzed 5 lat. Mamy tu bowiem do czynienia z odświeżoną wersją produkcji, która w 2016 roku zadebiutowała na 3DSie. Miitopia zebrała przyzwoite oceny, choć daleko było jej do jakiegoś ogromnego hitu i raczej nie jest to coś, co można by zestawić obok tych największych, najgłośniejszych dzieł obecnych w portfolio japońskiej firmy. Decyzja o przywróceniu do życia akurat tej produkcji może nieco dziwić, ale wystarczy spędzić z nią kilka godzin, by uświadomić sobie, że jest ona idealni dopasowana zarówno do specyfiki Switcha, jak i okienka wydawniczego – w maju na rynku gier zbyt wiele się nie działo.
Miitopia przedstawia historię pełną zarówno humoru, jak i absurdu. Główny bohater trafia do Greenhorne Town i jest świadkiem niecodziennej sytuacji. Niejaki Dark Lord wykorzystuje swoje zdolności do tego, by pozbawić mieszkańców tego miasteczka twarzy. I to dosłownie. Protagonista staje się jedyną nadzieją na przywrócenie facjat sympatycznych Mii. Przed wyruszeniem w drogę musi zebrać drużynę oraz… wybrać jedną z kilku klas postaci. I już na tym etapie doskonale widać, z czym mamy do czynienia. W Miitopii możemy grać nie tylko jako wojownik, złodziej, kleryk czy mag, ale też m.in. gwiazda popu, kucharz czy… kot.
Od samego początku dostajemy też możliwość obcowania z jedną z najlepszych rzeczy w całej grze, czyli kreatorem/edytorem Mii oraz obsadzania ich we wszystkich rolach w grze. Chcecie, aby Dark Lord miał imię i twarz Waszego szefa lub nauczyciela? Żaden problem! Marzy Wam się Obi-Wan Kenobi w roli mentora i duchowego przewodnika? Jasna sprawa! A może chcecie, by w podróży towarzyszył Wam Batman, Iron-Man i Mario? Po raz kolejny – nic nie stoi na przeszkodzie! Wszystko to działa w bardzo prosty i intuicyjny sposób, a każdą z ról możemy przypisać na kilka sposobów. Możemy tworzyć Mii sami, korzystać z tych zrobionych przez znajomych lub przeglądać niezliczone wytwory internautów. Ci ostatni potrafią naprawdę zaskoczyć pomysłowością i nieszablonowym podejściem do tematu.
Fabuła
8/10
O ile kreator jest rozbudowany, o tyle już rozgrywka do rozbudowanych zdecydowanie nie należy. Z poziomu mapy wybieramy kolejne lokacje, a następnie nasza wesoła gromadka przemierza je automatycznie, bez naszego udziału. Sprawy w swoje ręce bierzemy dopiero w momencie natrafienia na skarb czy grupę przeciwników. W tym drugim przypadku, wzorem klasyki jRPG, jesteśmy przenoszeni na ekran bitwy. Pojedynki toczone są z podziałem na tury, ataki wykonywane są na zmianę przez naszych herosów i wrogów, choć aktywną kontrolę mamy tylko nad naszą główną postacią, a resztą zajmuje się sztuczna inteligencja.
Cały system starć również jest bardzo prosty, bo do dyspozycji mamy podstawowy atak, specjalne zdolności i przedmioty leczące lub odnawiające magiczną energię. Nie ma większej głębi – może poza systemem relacji łączących nasze postacie. W toku rozgrywki rozwijamy ich więzi, spędzając wspólnie czas, walcząc czy wybierając się razem na wspólne wyjścia. W ten sposób odkrywamy nowe umiejętności, które sprowadzają się przede wszystkim do szans na uzyskanie pasywnego efektu, np. podwójnego ciosu, uniknięcia ataku oponenta itp. Szkoda, że nie pokuszono się tu o coś więcej, bo walki dość szybko się nudzą. Na szczęście twórcy zadbali o możliwość automatycznego ich rozgrywania, co przychodzi z pomocą, gdy monotonia zaczyna się dawać we znaki. W zdecydowanej większości przypadków wystarcza to, by przechodzić dalej. Poziom trudności nie jest tu zbyt wysoki, a nieco więcej kombinowania wymagają wyłącznie walki z bossami, choć i im daleko do szczególnie wymagających.
Rozgrywka
6/10
Korzenie Miitopii sięgają 3DSa, a więc sprzętu sporo słabszego od Switcha, który również odstaje mocą od konkurencji Sony i Microsoftu. Widać to po oprawie, która zaserwowana jest w wyższej rozdzielczości, ale mimo tego mocno w oczy rzuca się jej prostota i minimalizm. Ma to pewien urok, głównie dzięki karykaturalnym wizerunkom Mii i ich przerysowanej mimice, ale umówmy się – zdecydowanie nie jest to najpiękniejsza gra dostępna na Nintendo Switch.
Niestety nie sposób nie zwrócić uwagi na pewien problem, który przewija się w portach/remasterach od Nintendo od dawna – cenę. Tutaj wysoki, premierowy koszt (około 250 zł) jest jeszcze bardziej odczuwalny z uwagi na prostotę całej gry i brak większych zmian. Miitopia na Switchu oferuje zaledwie kilka niewielkich nowości, takich jak możliwość ozdabiania Mii makijażem i perukami czy dołączenia konia do drużyny. Daleko temu do całkowicie nowej kampanii, którą otrzymało chociażby tegoroczne Super Mario 3D World + Bowser’s Fury.
Switchowa Miitopia, podobnie jak 3DS-owy oryginał, to tytuł przyjemny, choć nie oferuje ani świetnej grafiki, ani też szczególnie wyrafinowanej rozgrywki. Humor, absurd i relaksujący gameplay są w stanie zatrzymać przy ekranie na dłużej, ale nie jestem przekonany, czy elementy te są warte wydania aż 250 zł.
Plusy:
+ prosty, ale dający spore możliwości kreator Mii,
+ sporo humoru;
+ przyjemna, relaksująca rozgrywka.
Minusy:
- mało skomplikowana;
- mało zmian i nowości względem oryginału;
- prosta walka;
- niezbyt rozbudowany rozwój postaci.