Stare porzekadło rzecze, iż nie wolno oceniać książki po okładce. Każdy rasowy (i cierpliwy) serialomaniak po latach obcowania z materią filmową wie, że również nie pierwszy odcinek serial tworzy. Dlatego nawet mimo rozczarowującej premiery, zaciskamy zęby i czekamy z wypiekami na twarzy na kolejny epizod. Czy na drugie spotkanie z najsłynniejszym nosferatu warto było czekać? I tak, i nie. Z jednej strony twórcy w końcu zarysowali wątki, które pewien potencjał mają, niemniej jednak wciąż pojawiają się niedociągnięcia z pierwszego odcinka, które sprawiają, że nowy serial stancji NBC nadal musimy obdarzać sporym kredytem zaufania.

Po dwóch odcinkach bez wątpienia zaspokojone zostały przede wszystkim zmysły estetyczne: czy to pięknymi wnętrzami, czy ciekawą muzyką. Co zaś się tyczy samej scenografii, tu zdania mogą być podzielone. Jedni ciasne i ciemne uliczki à la "Doktor Jekyll i pan Hyde" zinterpretują na korzyść serialu. Niewątpliwie budują one pewien hermetyczny klimat przestrzeni zagarniętej przez wampirzą obecność, który dodatkowo potęguje snujący się to tu, to tam Jonathan Rhys-Meyers. Z drugiej strony, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że ta teatralna estetyka i ograniczenie przestrzeni akcji do kilku uliczek i eleganckich pomieszczeń wpływa niekorzystnie na jakość serialu. Cierpią na tym szczególnie widzowie lubujący się w dynamicznych widowiskach. Dracula zamiast wartkiej historii pełnej burzliwych emocji przypomina raczej statyczny dramat rozegrany w kilku aktach.

Przyglądając się samej postaci, można śmiało rzec, że Dracula w interpretacji Jonathana Rhys-Meyersa to wampir na miarę XXI wieku. Mimo iż seksualność i erotyzm od zawsze wiązały się z wampirami, to jednak teraz cechy te najgłośniej dają o sobie znać. Wampir dziś nie tyle ma straszyć i przerażać, co raczej uwodzić i przyciągać wzrok. Dlatego też Grayson to przede wszystkim pełen niebezpiecznego uroku mężczyzna, który zagina parol na co urodziwsze panny z wyższych sfer, a swoją pewnością siebie i przenikliwością umysłu bez problemu rozprawia się ze wszystkimi przeciwnikami. Nawet bez użycia kłów.

[video-browser playlist="634133" suggest=""]

Nie dziwi więc fakt, iż bez większych problemów osiąga wszystkie swoje zamierzenia, a sam zakon smoka - na czele z łowczynią, która czyhając za rogiem, pozwala hrabiemu na bezproblemową ucieczkę - nie wydaje się wielkim problemem. Niemniej jednak to właśnie żądza krwi, a nie miłości może zapewnić sukces nowej produkcji NBC.

Historia Draculi naznaczona jest jednak nie tylko zemstą, ale i wielką miłością. Przeznaczenie musi się wypełnić, tak więc najelegantszy z wampirów nie spocznie, póki Mina Murray nie stanie się jego wybranką serca. A w "Whiff of Sulphur" pętla na śniadej szyi uroczej Brytyjki zaciska się coraz bardziej. Alexander chcąc zbliżyć się do nieświadomej niczego kobiety, proponuje jej ukochanemu Jonathanowi stanowisko w firmie, gwarantując przy okazji eleganckie lokum, a ledwo wiążący koniec z końcem reporter ostatecznie przystaje na tę lukratywną propozycję. Młodzi, mimo przyszłości rysującej się w pięknych barwach, będą musieli jednak zastanowić się nad kształtem swojego związku. Równouprawnienie to świętość już w XIX wieku, o czym boleśnie będzie musiał przekonać się Jonathan, ułatwiając tym samym zadanie tytułowemu bohaterowi, który będąc mężczyzną obdarzonym otwartym umysłem, serdecznie wspiera Minę w jej dążeniach do zostania lekarzem.

Rhys-Meyers czy to w "Dynastii Tudorów", czy w swoich dokonaniach filmowych przyzwyczaił nas do swojej emocjonalnej, chociaż momentami i zmanierowanej gry. Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że wcielając się w postać Draculi o wiele lepiej wypada właśnie w scenach, w których ma być żądnym krwi i zemsty wampirem. Jednakowoż kamera kocha niejednoznaczną urodę brytyjskiego aktora, a erotyka zawsze dobrze się sprzedaje. Jak się okazuje, twórcy w tym odcinku zgodnie ze współczesną modą (czy to już nawet nie Mulan kocha się w Śpiącej Królewnie?) zaserwują nam erotykę również w odmiennym wydaniu. Prym niezmiennie wiedzie tu jednak Dracula z twarzą Meyersa, na co dzień bywający seksownym bawidamkiem, który zaspokajając swoje pragnienia czysto praktyczne, umożliwiające przetrwanie, przy okazji spełnia się erotycznie.

Nie pierwszy to i nie ostatni przykład tego, jak pozycję serialu buduje się wokół charyzmatycznego aktora obdarzonego nietypowym fizys. A Dracula w wersji NBC to w gruncie rzeczy wciąż popkulturalna wariacja na wiktoriańskie klimaty. Trudno oczekiwać po tymże serialu kinofilskiej uczty na miarę dzieła Coppoli, który według wielu ortodoksyjnych fanów jest ostatnim dobrym wampirzym filmem. Niestety nie ten czas i nie ta grupa odbiorców, dlatego też przed twórcami długa droga i niełatwe zadanie: zrobić wszystko, aby serialowy Dracula nie stał się tylko kolejnym modnym wampirem, ale wielowymiarową postacią, która wniesie do wampirzego uniwersum jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny wkład.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj