Minionki to chyba największy sukces nowej marki w ostatniej dekadzie. Sympatyczne żółte stworki pojawiły się na drugim planie animowanej komedii „Despicable Me” (2010), potem po kilku krótkometrażówkach dostały znacznie więcej do zagrania w sequelu „Despicable Me 2” (2013), a teraz już stały się samodzielnymi bohaterami filmu (tym, którym wydaje się, że tak było już w „Despicable Me 2”, polecam zajrzeć do oryginalnych tytułów – to, że stworki tam się znalazły, było li tylko inwencją polskiego dystrybutora). W efekcie - cały świat kojarzy te sympatyczne wielkookie żółte cosie i czeka, co tym razem zmalują. Czym są „Minions”? Oczywiście świetną zabawą. Setką żartów – na wpół slapstickowych, na wpół erudycyjnych, które wprawiają widza w dobry nastrój. Gdy wyszliśmy wczoraj z seansu, zaczęliśmy dyskutować z juniorem, czy ten film to spin-off, czy bardziej prequel, ale tak naprawdę – co za różnica? Ważne, że świetnie się to ogląda (i z pewnością na całym świecie wzrośnie teraz konsumpcja bananów). [video-browser playlist="716174" suggest=""] Od kilku lat znamy już uroczą nieporadność i dobre chęci minionków. Tym razem patrzymy na to z szerszej perspektywy. Widzieliśmy w zwiastunach, że mamy tu przekrój całej ich historii – od czasów dinozaurów przez starożytny Egipt i czasy napoleońskie po XX wiek. Tu tempo zwalnia, a największa część filmu rozgrywa się w roku 1968 i opowiada o poszukiwaniu nowego szefa – groźnego czarnego charakteru, któremu minionki mogłyby służyć. No więc szukają. A towarzyszy temu tak obłędna ścieżka dźwiękowa (wielkie przeboje tamtych czasów), że moim zdaniem przebija ona zeszłoroczny świetny soundtrack do „Guardians of the Galaxy”. Również plastyczne wizje Nowego Jorku i Londynu sprzed pół wieku robią wielkie wrażenie, a królowa Elżbieta... Powiedzmy, że tak wyluzowanej i zakręconej Elki nie widziałem od ponad dekady, a dokładniej od kreacji Neve Campbell w absurdalnej komedii „Wojak Churchill' (2004). Zobacz również: Minionki gubią się w BBC i odnajdują TARDIS Słowem - „Minions” to pewny wakacyjny hit, który zapełni kina na całym świecie. Luźna i bezpretensjonalna komedia dla całych rodzin, która wprowadzi do kumpelskich rozmów kilka nowych haseł – nie tylko „Banana!” ale chociażby (w polskiej wersji) coś, co brzmi „Targizaa!” (nie będę zdradzał, co to – sami się przekonacie). Jedyne, co ewentualnie może temu filmowi zaszkodzić, to bliskie sąsiedztwo z inną premierową animacją - pixarowskim „Inside Out”, które jest równie zabawne, a przy tym jeszcze mądre. Ale z drugiej strony - może ten brak mądrości to właśnie atut „Minionków”? A może w ogóle dwie fajne duże animacje pomieszczą się bez trudu w kinach i żadna nie będzie drugiej przeszkadzać? Tak czy owak – idźcie na „Minions”. Uśmiejecie się.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj