„Minionki”: Banana! – recenzja
Data premiery w Polsce: 26 czerwca 2015Każdy porządny czarny charakter potrzebuje sprawnych pomocników. Ech, gdyby na świecie było więcej minionków, problem zła zostałby całkowicie wyeliminowany.
Każdy porządny czarny charakter potrzebuje sprawnych pomocników. Ech, gdyby na świecie było więcej minionków, problem zła zostałby całkowicie wyeliminowany.
Minionki to chyba największy sukces nowej marki w ostatniej dekadzie. Sympatyczne żółte stworki pojawiły się na drugim planie animowanej komedii „Despicable Me” (2010), potem po kilku krótkometrażówkach dostały znacznie więcej do zagrania w sequelu „Despicable Me 2” (2013), a teraz już stały się samodzielnymi bohaterami filmu (tym, którym wydaje się, że tak było już w „Despicable Me 2”, polecam zajrzeć do oryginalnych tytułów – to, że stworki tam się znalazły, było li tylko inwencją polskiego dystrybutora). W efekcie - cały świat kojarzy te sympatyczne wielkookie żółte cosie i czeka, co tym razem zmalują.
Czym są „Minions”? Oczywiście świetną zabawą. Setką żartów – na wpół slapstickowych, na wpół erudycyjnych, które wprawiają widza w dobry nastrój. Gdy wyszliśmy wczoraj z seansu, zaczęliśmy dyskutować z juniorem, czy ten film to spin-off, czy bardziej prequel, ale tak naprawdę – co za różnica? Ważne, że świetnie się to ogląda (i z pewnością na całym świecie wzrośnie teraz konsumpcja bananów).
[video-browser playlist="716174" suggest=""]
Od kilku lat znamy już uroczą nieporadność i dobre chęci minionków. Tym razem patrzymy na to z szerszej perspektywy. Widzieliśmy w zwiastunach, że mamy tu przekrój całej ich historii – od czasów dinozaurów przez starożytny Egipt i czasy napoleońskie po XX wiek. Tu tempo zwalnia, a największa część filmu rozgrywa się w roku 1968 i opowiada o poszukiwaniu nowego szefa – groźnego czarnego charakteru, któremu minionki mogłyby służyć. No więc szukają. A towarzyszy temu tak obłędna ścieżka dźwiękowa (wielkie przeboje tamtych czasów), że moim zdaniem przebija ona zeszłoroczny świetny soundtrack do „Guardians of the Galaxy”. Również plastyczne wizje Nowego Jorku i Londynu sprzed pół wieku robią wielkie wrażenie, a królowa Elżbieta... Powiedzmy, że tak wyluzowanej i zakręconej Elki nie widziałem od ponad dekady, a dokładniej od kreacji Neve Campbell w absurdalnej komedii „Wojak Churchill' (2004).
Zobacz również: Minionki gubią się w BBC i odnajdują TARDIS
Słowem - „Minions” to pewny wakacyjny hit, który zapełni kina na całym świecie. Luźna i bezpretensjonalna komedia dla całych rodzin, która wprowadzi do kumpelskich rozmów kilka nowych haseł – nie tylko „Banana!” ale chociażby (w polskiej wersji) coś, co brzmi „Targizaa!” (nie będę zdradzał, co to – sami się przekonacie). Jedyne, co ewentualnie może temu filmowi zaszkodzić, to bliskie sąsiedztwo z inną premierową animacją - pixarowskim „Inside Out”, które jest równie zabawne, a przy tym jeszcze mądre. Ale z drugiej strony - może ten brak mądrości to właśnie atut „Minionków”? A może w ogóle dwie fajne duże animacje pomieszczą się bez trudu w kinach i żadna nie będzie drugiej przeszkadzać? Tak czy owak – idźcie na „Minions”. Uśmiejecie się.
Poznaj recenzenta
Kamil ŚmiałkowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat