No i doczekaliśmy się części drugiej. Oryginalnie to po prostu "Despicable Me 2", acz u nas oczywiście z tytułem trzeba było pokombinować. W tej fabule nie pojawia się już księżyc, więc by nie stworzyć kolejnego casusu "Szklanej pułapki", ktoś zdecydował tym razem postawić w tytule na Minionki. Proszę bardzo, ale żeby była jasność – one i w tym filmie są bohaterami drugoplanowymi. Liczy się Gru, jego trzy adoptowane córki i pewna agentka (taka super). Sama opowieść to z jednej strony walka z kolejnym łotrem, który chce zapanować nad światem (Gru jako exłotr pomaga go złapać), a z drugiej - opowieść o kiełkujących uczuciach (i u dorosłych, i u nastolatków). A wszystko fajnie posypane absurdalnymi żartami z Minionkami. Tych żartów, skeczy, scenek jest sporo i są na tyle autonomiczne, że wiele z nich możecie oglądać jako trailery filmu czy jego kilkusekundowe zajawki w telewizorze.
Pierwszy film wprowadził Minionki do obiegu kultury popularnej, ale ten drugi je tu naprawdę zakorzeni. Aż dziwne, że jeszcze nie mają swojego serialu (jak pingwiny z "Madagaskaru"), ale wyraźnym znakiem czasu są chociażby zestawy dziecięce w McDonaldzie. Dziś możemy w nich kupić właśnie Minionki, rzecz kilka lat temu nie do pomyślenia – wtedy McDonaldy były na twardo sparowane z Disneyem i oczywiste by było, że to nie Minionki, a postacie z "Uniwersytetu Potwornego" trafiły by do każdego Happy Meala na świecie.
Przed Minionkami z pewnością wielka przyszłość; tegoroczny film już okazał się wielkim hitem na całym świecie, a zwłaszcza w USA. Być może w kolejnej części faktycznie wysuną się na plan pierwszy albo wręcz dostaną swą osobną fabułę. Tym większą komplikacją będzie wówczas polski tytuł. Choć z drugiej strony tłumaczy go trochę nawiązanie do "Gremliny rozrabiają", uroczego filmu sprzed blisko trzech dekad, w którym nie tylko występowały równie anarchistycznie usposobione i rozrabiające stworki, ale też miało miejsce podobne rozwiązanie fabularne w kwestii zmiany ich charakteru.
Minionki rozrabiają to dobry film dla starszych, ale przede wszystkim świetna rozrywka dla młodszych widzów i to do nich skierowane są efekty 3D, które pojawiają się na ekranie. Jest ich sporo, ale oczywiście najlepsze, najzabawniejsze i najbardziej oczywiste są te przy napisach końcowych. Dzieci bawią się przy nich jak... dzieci, a ci bardziej stetryczeli mogą sobie przypomnieć, jak przed laty, za ciemnego PRL-u, można było w warszawskim kinie Oka obejrzeć trójwymiarowe filmy radzieckie, w których piłki żonglerów leciały wprost na widzów...
Bo w końcu o co innego chodzi w tym całym 3D?