Autorka nie zbacza z obranego kursu i na karty książki zaciąga dobrze wszystkim znanych templariuszy. Oczywiście fakty przeplata z literacką fikcją, co wychodzi jej nader zgrabnie. Trzeba przyznać, że w tym aspekcie radzi sobie nie gorzej niż sam mistrz tego typu powieści - Dan Brown. Tym samym proponuje czytelnikom ciekawą historię, która zdaje się wciągać nas w szaloną pogoń z czasem i wiekami mitów. Nie będę ukrywał, że taka konstrukcja książek przygodowych thrillerów zawsze mi się podobała. Co ważniejsze, zachęca do późniejszych studiów - już samemu – nad tym, co było faktem, a co zaledwie fikcją.

W sequelu Palov zdecydowanie polepszyła jakość opowieści. Autorce udaje się uniknąć szablonowej ścieżki prowadzącej do (co prawda oczekiwanego) finału, a po drodze raczy nas wieloma niestandardowymi zwrotami akcji i umiejętnie nawiguje przez meandry wielowiekowej historii, która potrafiłaby bez trudu zainteresować szarego przechodnia. Do tego udaje jej się to w dość zgrabny sposób połączyć z historią znanych nam już bohaterów, co jest tylko dodatkowym plusem. Niestety nie zabrakło też pewnych wpadek, ale jest ich zdecydowanie mniej niż w poprzedniej książce. Do tych najbardziej widocznych należy zaliczyć bezsensowne przerywanie rozdziałów w po prostu złych momentach. Nie jest to bowiem ani dobry cliffhanger, ani nie dynamizuje akcji, a tylko irytuje czytelnika, tym bardziej, jeśli taki rozdział ma pięć stron i jest zwykłym, ordynarnym wtrąceniem. Bolączką książki jest również spora liczba przerysowanych na siłę fragmentów oraz momentami ogromna głupota bohaterów. Ale cóż poradzić  - podobno nie ma ideałów.

Jeśli natomiast chodzi o Caedemona i Edie, w już drugiej wspólnej przygodzie wypadają naprawdę dobrze jako zgrana para. Nie tylko potrafią się odnaleźć w każdej sytuacji, ale ich relacja jest jednym z kół napędowych całej historii. Autorka co prawda czasami nieco za bardzo stara się uwypuklać ich więź, tym samym budząc momentami niesmak, jednak całościowo pogłębienie ich relacji w "Kodzie Templariuszy" jest dużym plusem. Nie wspominając już o dialogach bogatych w humor, dogryzania i cięte, trafne riposty, które są wisienką na torcie.

Uzupełnieniem tych wszystkich pozytywów i negatywów jest – jak już wspomniałem wcześniej – intrygująca i wciągająca fabuła. Oferuje zaznajomienie się z historią templariuszy i nie tylko, a także dostarcza sporo rozrywki. Zapewniam, że nikt nie powinien być zawiedziony odbyciem tej niecodziennej podróży. Fakt, może nie jest ona jakaś bardzo innowacyjna, ale co z tego, skoro dostarcza tyle pozytywnych emocji i wrażeń, oferując ciekawe (acz przewidywalne) zakończenie.

Niestety największa wada spowodowana jest przez wydawnictwo, które nie za bardzo przyłożyło się do korekty książki. "Kod Templariuszy" obfituje wręcz w masę literówek, wątpliwie przetłumaczonych z angielskiego słów (tudzież niepoprawnie spolszczonych), a nawet błędów ortograficznych. Pozostaje nadzieja, że przy następnych pozycjach zostanie na to zwrócona większa uwaga.

Kod Templariuszy czyta się bez wątpienia dużo przyjemniej od "Arki Ognia". Jest to zasługą dobrze poprowadzonej historii, powrotem znanych bohaterów i po prostu wyciągnięciem wniosku przez autorkę z wcześniej popełnionych błędów. Nie jest to może bestseller, ale z pewnością dobra lektura na letnie wieczory.

Hatak.pl jest patronem medialnym książki.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj