W porównaniu do dwóch poprzednich odcinków w tych w nowym intro rozbrzmiewają dźwięki gitary Jimiego Hendrixa z utworu All Along The Watchtower. Utworu idealnie oddającego klimat tej produkcji. Wiele osób ma zastrzeżenia do ostatniej sceny intro, w której figura papieża Jana Pawła II jest przygniatana przez meteoryt. Jest to proste nawiązanie do zniszczonej w Zachęcie rzeźby La Nona Ora (Dziewiąta godzina) autorstwa włoskiego artysty Maurizio Cattelana, która symbolizuje wszystkie grzechy i cierpienia wiernych, spadające na głowę kościoła katolickiego. Trzeci odcinek zapowiada, jak będzie wyglądał pontyfikat nowego papieża. Dowiadujemy się, że jego celem jest ukrócenie frywolnego i bogatego życia kardynałów. W mieście jest nowy „szeryf” i albo wszyscy będą grać według jego reguł, albo zostaną usunięci z jego otoczenia. A nawet z Kościoła. Wielką przyjemność sprawia mi obserwowanie, w jaki sposób Pius XIII doprowadza swoich „braci” do szału. Zwłaszcza jego szermierka słowna z kardynałem Voiello, po której to podwładny zaczyna rzucać łaciną w stronę Jego Świątobliwości, została mistrzowsko napisana i zagrana. Niechęć do nowego papieża jest tak wielka, że nienawidzący się kardynałowie zaczynają współpracować. Ponownie zachwyca James Cromwell jako zgorzkniały kardynał Michael Spencer, obrażony o przegraną w konklawe. Jego monologi są celną ironią portretującą postępowanie jego byłego podopiecznego. Widać, że pontyfikat Piusa XIII będzie w stylu sprawowania władzy przypominał te z czasów średniowiecza, kiedy papież uznawał się za niekwestionowanego władcę Europy, a później świata. Poddani są dla niego, a nie on dla poddanych. On odpowiada tylko przed Bogiem, o ile pod koniec dnia będzie jeszcze w niego wierzył, oczywiście. Jude Law w roli zadufanego w sobie drania jest naturalny, wypada znakomicie. Jego postać zaczyna zdawać sobie sprawę, że podczas konklawe został wybrany przez przypadek, nie było w tym żadnej siły wyższej. Ta świadomość go denerwuje i jeszcze bardziej nakręca do uprzykrzania życia wszystkim kardynałom w swoim otoczeniu. Moim zdaniem trzeci odcinek jest na razie najlepszym, jaki został wyemitowany. W czwartym serial znacząco zwalnia tempo i skupia naszą uwagę na tym, czym jest wiara dla każdego z nas. Dla kobiety pragnącej mieć dziecko, a która z powodów biologicznych mieć go nie może, dla zakonnicy, której siostra umarła, dla polityka przyjeżdżającego do Watykanu czy nawet dla papieża. „Wykarczujmy z Kościoła wszystkich homoseksualistów”. To zdanie najlepiej ujmuje podejście nowego papieża do największego problemu Kościoła XXI wieku, z jakim ten musi się zmierzyć. Dostajemy więc sprawę zbrukanego księdza z Nowego Jorku i dowiadujemy się, w jaki sposób Kościół ma ją rozstrzygnąć. Rozpoczyna się śledztwo oraz poszukiwanie osoby odpowiedzialnej za rozwiązanie problemu. Do tego dochodzi wątek kobiety, która na zlecenie jednego z kardynałów ma uwieść młodego papieża i pozbawić go tym samym stanowiska. Jest to dość nudny i moim zdaniem niepotrzebny temat. Rozumiem, że ma on za zadanie pokazać konflikty i knowania w Watykanie, ale akurat w tym aspekcie Sorrentino mógł wymyślić coś oryginalniejszego. Wątek niejakiego Tonino, uzdrowiciela, jest dużo ciekawszy i pokazuje, że takie osoby są postrzegane przez Kościół jako potencjalne zagrożenie. Mam nadzieję, że ta historia będzie kontynuowana i dojdzie do spotkania z podającym się za uzdrowiciela pastuchem a młodym papieżem. To byłoby ciekawe starcie pod względem ideologicznym. Niemniej czwarty odcinek The Young Pope mnie rozczarował przez zwolnienie tempa narzuconego przez reżysera w poprzednich odcinkach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj